Dużo się dzieje, dużo się zmienia. Tak, zmieniło się dużo w moim życiu, pewnie zmieni się jeszcze więcej. Nie wiem, czy na złe, czy na dobre, ale zmienia się. To dobrze, bo od dłuższego czasu czekałem, liczyłem na zmiany. Niekoniecznie w tym kierunku, w którym myślałem, że potoczy się moje życie, ale posłuchałem przyjaciół. Tych, którzy spędzili ze mną najlepszy wyjazd życia, którzy rozmawiali ze mną o wszystkim, wspierali, którym ja starałem się pomóc w każdej sytuacji, na tyle, na ile mogłem. Nie zapomnę niczego, żadnej chwili tego wyjazdu.
Dziękuję naprawdę ogromnej liczbie osób. Nie chcę tu wymieniać wszystkich, bo braknie mi notki na to, ale chcę wymienić trzy grupy osób: panie, panowie i pewna zmienna X. Paniom, za wsparcie i całodobowe bakanie, szczere rozmowy, obalanie wódki, alkochińczyka, offroad i całą resztę. Panom za to samo, choć chciałbym dodać też te piwa bez endu ;). No i X-owi, za całokształt. Było miło, dzięki za wsparcie, za oglądanie gwiazd, za spacery i rozmowy o lepszym świecie, powtarzanie sobie non=stop kocham Cię. Za tony śmiechu ze wszystkich wokół, za wszystkie próby wspólnej pomocy i wszystko inne. Teraz czas normalne życie, fajnie by było, gdyby ten stan rzeczy się utrzymał. Choć pewnie gdzieś po drodze spierdolę, to bądźmy dobrej myśli :).
Zrozumiałem znaczenie słowa przyjaciel. Teraz zrozumiałem je w pełni. Przyjaźń to nie jednostronne latanie i spełnianie wszystkich zachcianek drugiej strony, podczas gdy druga strona bawi się z kim innym. To jest związek, jakiś kurwa chory związek. A mam dość tego stanu rzeczy. Przestałem być małym dzieciaczkiem, który będzie latał za wszystkimi zachciankami nic z tego nie mając. Trzeba ruszyć dupę, wziąć się za swoje życie, myśleć poważnie o przyszłości, robić coś w tym kierunku. Bo szkoda tracić czas na zabawy, które nic nie dają, które nie rokują w żaden sposób na przyszłość. Bo gdzie tu sens, skoro będziemy pięćset kilometrów od siebie, widywać się będziemy pewnie do początku roku studenckiego, potem może sporadycznie, gdzieś w okolicach świąt, jeżeli dobrze pójdzie. Nie widzę w tym żadnej logiki, żadnego sensu. Gdzieś tam, w głębi swojego głupiego móżdżku miałem plan jeździć, może iść na studia te setki kilometrów od domu. Tylko czy w tym wszystkim byłby jakikolwiek sens? Na chwilę obecną, nie widzę go.
W przyrodzie nic nie ginie, coś umiera, coś się rodzi. Coś umarło, odrodziły się moje płuca. Gdyby jeszcze odrodził się mój portfel, mógłbym dalej kurzyć. Ale spróbuję rzucić to gówno. Może się uda, może nie. Nie wiem, nie przejmuję się tym. Teraz mam w cholerę siły, teraz czuję w sobie moc, by poradzić sobie ze wszystkim, co mnie spotka. Nasz los nie jest nigdzie zapisany, sami go tworzymy, sami jesteśmy kowalami własnego losu. I tego się będę, kurwa, trzymał!
Piosenka na dziś:
http://www.youtube.com/watch?v=LzcnEzO6GFY
Choć nie wiem, czy chcę wszystko naprawiać, to GrubSon wydał znowu zajebistą płytę. I znów rozpierdol, Original Rudewboy Style, 3oda Kru, Rybnik Style! Polako, Bandito, Katastrofa, Masakra! Słowem: GrubSon!