Stało się. Panna wrona przywdziała białą suknie i zmieniła stan cywilny. A raczej pozwoliła komuś go zmienić (no doobra, w ogóle się nie broniłam ;) ). Ale czy to nie zakrawa na jakiś cud conajmniej? I to nie jeden. No bo jak inaczej nazwać fakt, że wszystko poszło dobrze? Pan młody nie uciekł, fryzura wyszła, makijaz wyszedł, nikt nie zginął, ja nie połamałam sobie nóg (ani nawet jednej nogi), w butach na obcasie, nie pomyliłam się przy składaniu przysięgi, nie dostałam czkawki, nie zemdlałam, nie upuściłam obrączki, przy podnoszeniu jej z tacki ( chociaż ręcę trzęsły mi się niemiłosiernie). A wesele? To dopiero był festiwal cudów. Po pierwsze- przetrwaliśmy! Po drugie- co jeszcze zabawniejsze- podobało się nam ( no może tylko mnie, a szanowny małżonek powstrzymywał się od tekstów w stylu ,,nudno mi, chodźmy do domu'', jedynie przez wzgląd na mnie). W ogóle nagle okazało się, że jednak chyba trochę umiem tańczyć. Ba! Nawet to lubię! A pomyśleć, że tak się broniłam, przed weselem. Heh. Okazuje się, że odpowiednie towarzystwo i nastawienie, może zmienić to, co było koszmarną wizją, w rewelacyjne przeżycie. I wiecie co wam jeszcze powiem? Poszłabym na jakieś wesele :D
28 GRUDNIA 2020
19 WRZEŚNIA 2019
9 MAJA 2018
13 LUTEGO 2018
8 LIPCA 2017
15 KWIETNIA 2017
5 STYCZNIA 2017
29 GRUDNIA 2016
Wszystkie wpisy