Wczoraj przyjechał po mnie T. Od razu widziałam, że jest już porządnie dygnięty. Odwiedziliśmy znajomych. Brechtam z tego jak oni nas na siłę swatają.
-booo jaa koochaaam ją moocnooo!
-nie drzyj się, Sara wie, że ją kochasz
Tradycyjnie już temat ślubu. A potem poszliśmy do niego. Był w takim dobrym humorze. Chyba pierwszy raz mnie przytulił ot tak po prostu. W łóżku przyciągnął mnie do siebie, przytulał tak mocno, gładził po policzku i tak namiętnie całował. I wtedy to dostrzegłam. Obłęd w jego oczach. Byłam tylko halucynacją. Byłam dla niego kimś zupełnie innym, nie mną. Widział kogoś innego niż mnie. To tak bardzo zabolało... Kolejny już raz ryczałam cicho w poduszkę leżąc koło niego. Rano pojechał do tej szmaty. Pocałował mnie i zostawił pieniądze na bilet.
-Wcale mi się nie podoba, że do niej jedziesz. Obiecaj, że będziesz tam tylko tyle ile to konieczne.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić! - krzyknął i wyszedł. Babcia nakarmiła mnie ciastem. Odniosłam wrażenie, że jego ojciec też nie jest zadowolony, że do niej pojechał. Po wypiciu kawy i zjedzeniu ciasta życzyłam ich wesołych świąt i wróciłam do domu. W poniedziałek jedzie. Gdzieś do Niemiec. Chyba już się nie spotkamy przed jego wyjazdem. Może tak będzie lepiej. Może nie powinniśmy już wcale się spotykać.
Wesołych świąt kochani!