Najgorsze jest to, że przepełnia mnie ogrom pozytywnych uczuć. Szczęście, euforia, zachwyt, rozkosz.. Ekscytacją mogę już rzygać, za przeproszeniem.
Tak, jestem dumna z tego, że się zmieniłam, że postawiłam na swoim, że nie odpuściłam po kilku następnych porażkach. Nie mam sobie nic do zarzucenia, mam w końcu czyste sumienie, wiem, że to co robie jest słuszne i powinno doprowadzić mnie do prawdziwego szczęścia. Cudowne uczucie móc być znów radosną, rozpromienioną i uszczęśliwioną, pewną siebie, Julą ;]
Jest tylko jeden afekt. Afekt sztywny, w pojęciu jednostkowym.
Cała reszta potrafi się dostosować do mnie, ja do pozostałych.
Tylko z Tobą mam problem. Albo Ty ze mną. A może komplikujemy się nawzajem. Nie wiem.
Ale mam dosyć uporczywych tłumaczeń, nieprzerwanych dyskusji, dowodzenia o racji i notorycznych nieporozumień. Jest to wystarczająco przygnębiające i demotywujące, aby rozwalić cały ten piękny stan rzeczy, nieprawdaż&?
A więc:
Dogadamy się, czy mam zacząć przelewać emocje na kogo innego?
''You shimmy-shook my boat
Leaving me stranded all in love on my own
Do you think of me
Where am I now
Baby where do I sleep
I Feels so good but...''