photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 27 SIERPNIA 2010

4: Unendlichkeit part 1

Na wstępie chciałabym podziękować Wam za pozytywne opinie i miłe słowa dotyczące mojego opowiadania. PIsanie to moja pasja, którą chcę rozwijać i żyć nią, a dzięki temu fbl'owi moja miłość do tworzenia staje się coraz silniejsza. Notka podzielona na dwie części, part 2 pod kolejnym zdjęciem!

 


Tokio Hotel - Unendlichkeit

Tydzień przed trasą byliśmy w istnym piekle. Jak zwykle przeciekło dużo problemów organizacyjnych, które zostały zdegradowane w niemal kilka godzin, bo nie wyobrażam sobie, gdyby na jednym z koncertów okazało się, że nie mamy zarezerwowanego hotelu bądź nasze wzmacniacze nie działają poprawnie. Naprawdę była to istna rewolucja, trzy dni przed trasą byłem kompletnie roztrzęsiony, spalałem dziesiątki papierosów dziennie i czułem, że te miesiące spędzone poza domem będą okropnie ciężkie. Pierwsze koncerty zajebiście mnie zaskoczyły. Rotterdam, Oberhausen, Hamburg, Oslo, Moskwa... Wszystkie miasta, w których graliśmy dawały mi ogromnego kopa, który potem przejawiał się podczas występów. Przyznaję się: po kilku nawet płakałem.
Kiedyś, w trakcie jednego z wywiadów, zadano nam pytanie: co czujecie, kiedy nazwę Waszego zespołu skanduje kilka tysięcy osób? Odpowiedziałem wtedy, że nie umiem opisać tego uczucia. Teraz je rozumiem. Czuję po prostu spełnienie.
Wracając do koncertów - jestem zszokowany akcjami, które organizują fani: światełka w Grecji, serca w Polsce, oczekiwanie godzinami pod halami i hotelami. Dziewczyny krzyczą, że mnie kochają we wszystkich językach, rzucają we mnie swoją bielizną i pragną oddać mi się w hotelu, w którym obecnie mieszkamy. Gdybym był skończonym dupkiem, korzystałbym z tego naprawdę często, ale bycie dupkiem to cecha charakteryzująca głównie Toma, mnie nie dotyczy (aż tak bardzo). Fakt faktem, że czasami naprawdę mam ochotę zedrzeć z którejś z moich napalonych wielbicielek skąpe ubranie, ale powstrzymuję się, bo nie chcę łamać jej serca. Nie udaję wrażliwego, ja naprawdę taki jestem.
Zdaję sobie sprawę, że na każdym koncercie recytuję tę samą mowę, aczkolwiek na każdym koncercie wymawiam ją z równie głębokim, szczerym odczuciem wdzięczności. Szczególnie piękny jest widok, kiedy widownia płacze na śpiewane słowa "In your shadow I can shine". Jestem bardzo szczęśliwy, że swoim głosem wywołuję łzy na policzkach setek ludzi, że wzruszam, że umiem doprowadzić do stanu błogiego letargu.
Ostatni nasz koncert, który zagraliśmy, to koncert w Nantes we Francji i muszę z przykrością zauważyć, że Francuzki są naprawdę... brzydkie. Mają duże, zniekształcone nosy, są chude i płaskie, nie mają w sobie ani grama elegancji i dziwnie się śmieją. Po większości koncertów rozmawiamy z chłopakami i często temat spada na kwestię lasek przebywających na halach, ale po nanteskim koncercie tejże kwestii nie odważyliśmy się poruszyć. W ogóle atmosfera pokoncertowa była wyjątkowo sztywna i nie mająca ani odrobiny magii, jak to bywało poprzednio. Po Meet & Greet, które jak zwykle przebiegło szybko i bardzo schematycznie, udaliśmy się do hotelu. Postanowiliśmy posilić się po ogromnym wysiłku na scenie, a zważając na zaistniały klimat panujący w naszych pokojach, bardzo mdły klimat, zdecydowaliśmy, krótko mówiąc, zabalować. Na początku mieliśmy w planach wyjść na miasto, ale z racji, że była godzina 23, stwierdziliśmy, że jesteśmy zbyt zmęczeni, aby gościć w jakimkolwiek francuskim klubie. Umówiliśmy się, że posiedzimy tego wieczoru u Georga i szczerze porozmawiamy. Jednomyślnie zauważyliśmy, że brakuje nam naszych poważnych rozmów i mimo tego, że spędzamy ze sobą w trasie większość wolnego czasu, oddalamy się od siebie.
Po przyjeździe z Zenith Nantes Metropole, w której graliśmy, wziąłem szybki prysznic, ułożyłem niedbale włosy i zrobiłem makijaż. Podczas poprawiania wizerunku przeszła mi przez głowę myśl, że pomimo francuskiej brzydoty, tutejsze fanki są naprawdę cudowne.
Zawsze lubiłem koncerty we Francji. Czuć tutaj charakterystyczną atmosferę, być może dlatego, że Francja jest powszechnie znana jako państwo klasy i szyku, aczkolwiek jeśli chodzi o kwestię muzyki - tutaj czułem, że fani kochają nas za nią i dziękują za to, że ją tworzymy. Podczas Kampf der Liebe spostrzegłem w drugim rzędzie transparent trzymany przed dwie, zapłakane dziewczyny o treści: "Dziękujemy, że nigdy nas nie zawiedliście". Czytałem go kilka razy w trakcie koncertu i za każdym z nich miałem ochotę rozpłakać się jak dziecko. Ludzie naprawdę w nas wierzyli, doceniali i wspierali. Tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi słuchało naszych utworów i znało ich teksty na pamięć. Tysiące fanek kochało mnie i marzyło, aby spędzić ze mną resztę życia, czego niestety nie mogłem dać każdej z nich. Nie wiem, czy w ogóle mógłbym którejś oddać swoje serce, czy byłbym w stanie którąś z nich zwyczajnie pokochać. Nie wiem, jakie będzie moje życie, bo jak na razie jest idealne: pieniądze, sława, hotele i płaszcze od Diora, czego chcieć więcej? Na Boga, kogo ja chcę oszukać?
-Bill, czekamy za Tobą! - krzyknął Tom z korytarza i zaraz potem znalazł się w mojej łazience. -Nie pindrz się tyle, tylko choć, mamy mnóstwo spraw do obgadania. - spojrzałem na niego badawczo, bo przecież wcale nie mamy "mnóstwa spraw do obgadania" - No dobra, nie mamy nic do obgadania, ale uzgodniłem z Gustavem, że całą noc spędzimy, gadając o laskach, seksie, naszym cudownym, królewskim życiu, przy czym będziemy pić wódkę prosto z butelek i dławić się serowymi chipsami.
-Brzmi jak nastoletnia pidżama-party organizowana przez grupę psiapsiółek, ale ok. - podsumowałem wypowiedź brata z dzikim uśmieszkiem widniejącym na mojej szczupłej twarzy. Czasami, kiedy się uśmiechałem, patrzyłem w lustro i przyglądałem się sobie uważnie, z czego wywnioskowałem, że mam niezwykle szeroki uśmiech, niepasujący do moich delikatnych kości policzkowych. Wydawało mi się, że mój uśmiech wygląda żenująco, a ja sam sprawiam wrażenie pajaca. Ale jeśli na forach czytam, że mam najpiękniejsze zęby i usta na całym globie, wierzę, że jest w tym choć odrobina prawdy i opcja żałosnego śmiechu znika.
-Zobaczysz, to będzie noc, której wszyscy potrzebujemy. - odrzekł z przekonaniem i kiwnął ręką na znak, że mam podążać za nim. Pokój Georga znajdował się trzy pokoje dalej od mojego, a więc pokonaliśmy drogę jakichś 8 metrów i dobrnęliśmy do celu. Pomimo bycia w owym hotelu po raz trzeci, nadal to miejsce wydawało mi się obce i oziębłe. Jasno-koperkowe ściany zostały zdobione złotymi motywami, a szeroki korytarz wypełniała głucha pustka. Trójkątne, lśniące kinkiety nadawały charakter półmroku, a drewniane fotele stojące na końcu holu wyglądały niezwykle przerażająco; ich masywne nogi i obszerne oparcia gryzły się z delikatnością wystroju i moim zdaniem kompletnie nie pasowały do stylu panującego dookoła.
-Bill, myśleliśmy z Gustavem, że wciągnęła cię suszarka do włosów lub - co gorsza - nałykałeś się lakieru i ani po twoich włosach, ani po tobie, nic nie zostało! - Georg powitał mnie z udawanym przerażeniem, po czym radośnie się zaśmiał. Cała nasza czwórka roześmiała się wesoło, siadając na ogromnej, jasnobeżowej kanapie. Przestudiowałem oczami kwaterę Georga i zauważyłem, że była ona przytulniejsza od mojej. Może dlatego, że panował tu totalny bałagan, a nie jak - jak u mnie - ścisły porządek.
-To co, panowie? - zapytał Gustav chwytając do ręki nieotwartą jeszcze butelkę wódki. - Wszyscy z colą, jak zawsze? - pokiwaliśmy głowami na znak zgody i obserwowaliśmy jak perkusista starannie nalewa równą ilość alkoholu do szklanek, zalewając go później colą.
Czasami myślałem, że Gustav całkiem nie pasuje do naszej grupy. Razem z Tomem i Georgiem byliśmy ludźmi otwartymi, sprawialiśmy wrażenie pewnych siebie. U Gustava niestety pewność siebie nie zawsze się przejawia i często ginie za nieśmiałością i apatycznością. Mimo tego, bez niego nie byłoby zespołu i wiem, że Tokio Hotel bez Schafera nie byłoby zespołem sukcesu. Każdy z nas tworzy ćwiartkę zespołu i nieważne, że to ja z Tomem jesteśmy bardziej pożądani seksualnie. Gustav miał coś więcej - miał rodzinę, która zawsze go wspierała i nigdy nie zawiodła. Georg był zakochany, miał Sarę, która kochała go równie mocno, jak i on ją. Cholera, ja naprawdę mu zazdroszczę?

{...}

 


 

www.diestille.photoblog.pl

Info

Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika claustrophobischeng.

Informacje o claustrophobischeng


Inni zdjęcia: Udany poniedziałek dawste:( szarooka9325... maxima24... maxima24... maxima24Osioł Boży bluebird111409 akcentovaLove damianmafiaDrogą przez las andrzej73Hejoo patusiax395