Po niedzielnym seansie "Alicji w krainie czarów" zostałam fanką kota z Cheshire. Jedyne, czego się wstydzę, to że książkę Lewisa Carrolla (alias Charlesa Lutwidge'a Dodgsona) przeczytałam również dopiero po obejrzeniu filmu... Naprawdę warto. Moje wnioski:
1. Fabuła filmu ma bardzo luźny związek z prawdziwą "Alicją...", ale i tak kocham Tima Burtona - nawet jak kręci film dla dzieci.
2. Nie lubię trójwymiarowego kina - ma rozmyty drugi plan, a poza tym bolą od niego oczy.
Koncert w niedzielę wieczorem chyba wyszedł, pomijając koszmarnie niską temperaturę i wyjące w tle ogrzewanie...
Jesteśmy już w połowie tygodnia, a ja ciągle o niedzieli - jak to się stało???
Już żyję wyjazdem do Czech - czemu to dopiero za 9 dni?