Ech, wiosna idzie...
Powyższe zdjęcie zrobiłam w Danii podczas jednego z kilku spacerów z aparatem. Jak ja tęsknię za tamtym miejscem i czasem! Zwłaszcza jak trzeba coś zrobić... A tu ferie się kończą (ja chcę z powrotem na obóóóz, mieć 5 godzin prób dziennie, 11 osób przy stoliku i ciszę nocną o 22, której nikt nie przestrzega...), matura za dziewięc i pół tygodnia i ogólnie dużo pracować trzeba. Teoretycznie. Znaczy teoretycznie dużo i teoretycznie pracować. Nad teorią, w sensie... Never mind.
Tak gwoli wyjaśnienia, ten blog powstał w przypływie dziwnego nastroju (niektórzy nazywają to nostalgią), z niewiadomych powodów i w niewiadomym celu. Prawdopodobnie będzie tu wielkie NIC. A jak coś będzie, to niewarte czytania. Ach ta moja wysoka samoocena... Nie, mówię (piszę) poważnie. Nie wchodźcie tu. Nawet z przekory. I to nie jest zniechęcanie z zamierzonym efektem odwrotnym.
Niewawżne. Kończę, bo wpadłam w słowotok. Mam nadzieję, że nikt tego nie czyta.