z zeszłego roku, jej, kiedy to było..
Czasem uciekam świadomością od całego świata. Bo zbyt wielu rzeczy nie wiem, nie rozumiem, za bardzo Cię chcę...-ta życiowa huśtawka buja się zbyt mocno. Potrzebuję się odciąć na jakiś czas i złapać oddech. Zostać sama ze sobą, z muzyką i leniwą pustką, odrodzić na nowo.
Ale Ty zaczynasz się o mnie martwić, piszesz w środku nocy, domagasz się uwagi..I wracam na ziemię wcześniej, niż planowałam. Tego uczucia nie potrafię opisać, nie znajduję słów, które trafnie by je określały. Twoja troska, poczucie, że jestem ważna, niecierpliwe poszukiwanie mnie- tak mi tego brak, że nie potrafię się dłużej izolować, wracam, przyklejam się do Ciebie umysłem i sercem, jakbyś był dla mnie jedyną, znajomą oazą na pustyni moich wiecznej, niespokojnej wędrówki na przód. Tak bardzo boję się to powiedzieć nawet sobie samej..Ale chyba Cię kocham.
Ooohh shiitt. To już po mnie.
PS. Dzisiejszy wpis toporny. Słowa nie są mi posłuszne, ani trochę, o nie.
PS 2. Od października ruszam z arabskim, jaram się ! Chciałabym jeszcze wycisnąć hajs na warsztaty, pełnia szczęścia gwarantowana.