Łagów trip rowerowy. Najcudowniejsze wakacje w moim życiu. Zrealizowałam swoje marzenie:D. Wyjazd planowany od kilku miesięcy i na początku celem była Szklarska Poręba, ale cieszę się, że wybraliśmy jednak Łagów.
Wyjechaliśmy o 19.30 z Czerwieńska. Nie ogarniałam na początku roweru Krzyśka Pirata. Hhahaha nie ma jak to podjeżdżać pod górkę na 5 i na szczycie sapać jakby się na Mont Everest wjechało xD. Myślałam wtedy, że już nigdzie nie dojadę. Stwierdziłam, że nie będę po drodzę palić i to był dobry pomysł. Po drodzę był postój w pipidówie, która też nosiła nazwę Łagowo - tam kupiliśmy zajebistą pamiątkę z podróży. Cieszę się, że Krzysiu wypatrzył tego energy drinka, który zapewne był z przemytu xD. Gdy już dotarliśmy na Dąbie (nasz pierwszy przystanek) byłam całkiem żywa. Hhahaha godzina 21, a Krzysiu zasuwa po jeziorze, bo woda ciepła xD. Rozbiliśmy się na dziko gdzieś w krzaczorach między choinkami. Ludzie ile tam było komarów oO. Otwierało się na chwilę namiot i całe watachy wbijały do środka:D. Hhahaha pół nocy czatowaliśmy z koszylką i napierdzielaliśmy po ścianach namiotu xD. Hhahahha na początku tylko świeciłam Krzysiowi latarką gdzie ma uderzać, ale później sama się wkręciłam:D. Skręcaliśmy się ze śmiechu gdy opatulaliśmy się śpiworami. Wyglądaliśmy jak gąsieniczki! O dziwo spało się świetnie w namiocie. Było mi ciepło i nie byłam rano połamana. O 8 rano wyjechaliśmy z naszej miejscówy i uderzyliśmy pod sklep na śniadanie. O 8.45 wyruszyliśmy na Łagów. Na początku jechało się świetnie. W ogóle nie odczułam drogi, schody zaczęły się dopiero Gdy wjechaliśmy do Szklarki Radnickiej. Droga była przechujowa, na tych kamieniach wymęczyłam się za wszystkie czasy. Pod jakimś sklepem gdzieśtam (nie pamiętam nazwy, ale gdy usłyszę to od razu będę tą miejscowość zjeżdżać:D) doradzili nam byśmy pojechali przez Bytnice. Zrobiliśmy 15-20km nadto. W Bytnicy byłam załamana. Wyłożyliśmy się na jakimś placu zabaw i marzyłam by już być w Łagowie, ale największe katusze przeżyłam gdzieś na zadupiu 20km od Łagowa. Hhahahaha popłakałam się gdy zostałam sama xD. Na szczęście Krzysiu zmobilizował do dalszej drogi. Jak się cieszę, że jemu nie właczyło się takie narzekanie jak mi xD. Po 7-8 godzinach jazdy w końcu dotarliśmy nad nasze jezioro. Wbiliśmy na pole namiotowe i zaczęliśmy się rozbijać pod bramką koło jeziora. Gdy namiot był już prawie rozłożony przyszła jakaś para i do nas z tekstem, że to miejsce jest już zajęte, bo obok stoi samochód. Obydwoje zacisneliśmy zęby i uznaliśmy, że się przeniesiemy na drugi koniec. Hhahaha przy rozkładaniu namiotu zorientowaliśmy się, że na tym miejscu śmierdzi kałem, ale chyba żadne z nas nie miało już siły na to narzekać. Po rozpakowaniu się poszliśmy na pomost. Zostałam wrzucona do wody, co było zajebiste xD. I pierwszy raz w życiu sama z pomostu wskoczyłam do wody i się nie utopiłam, więc mam się czym chwalić xD! Woda była cudownie ciepła. Ok 21 wbiliśmy do namiotu i do 23 łachaliśmy już nawet nie pamiętam z czego:D. Środa... Okazało się, że trafiliśmy na zlot motocyklistów, ale nie narzekaliśmy, bo chociaż była jakaś atrakcja. Raniutko po ogarnięciu się, zjedzeniu śniadania itp znów na pomost i wygrzewanie się w słońcu. Hhahah Krzysiu oczywiście był w wodzie<3. Z nudów jakoś o 11 poszliśmy spać, bo czekaliśmy na hajs. Ok 15 w końcu pieniądze były na koncie, idziemy pod bankomat wybrać hajs i okazuje się, że nie można, bo jest zepsuty. Rozpacz, bo kolejny bankomat był 14km od Łagowa. Uznaliśmy, że pojade na stopa i wybiore pieniądze. Pochodziliśmy chwile po mieście i babka w ABC podpowiedziała Krzyśkowi, że kiedyś można było wybierać na poczcie. Trip na pocztę i udało się! Mieliśmy kasiore. Przedłużenie pobytu na placu campingowym i postanowiliśmy, że sobie pojeździmy rowerami i pozwiedzamy miasteczko. Świetnie było na ścieżce zdrowia. Kiedyś trzeba będzie przejechać ją całą, bo na pewno wrócę do Łagowa. Powrót, znów pomost i kąpiel Krzysia (hahaha bodajże wtedy paliliśmy na pomoście xD), próba jak się wtedy pływa, umizgi, coś tam coś i do namiotu. Obok nas rozbili się już motocykliści. Hhahaha ale mieliśmy łacha leżąc zajebani w namiocie, słuchając o czym oni gadają xD. Hhahaha 50paroletni koleś dobijający się do campingu właściciela "otwieraj! wiem, że tam jesteś! otwórz, ale to już!" i te jego teksty xD "masz dziki? bo ja bym chciał kupić dzika, ale mógł byś mi upiec takiego na następnym zlocie?". Tak czy siak nic nie przebije kolesia, który dowalił "amulukator" hahahaha nie mam pojęcia kto to był, ale rozjebało mnie to bardziej niż amelinium xD. Po przygodach z motocyklistami w końcu ok 12 udało nam się zasnąć. Już trochę ciężej się spało, ale rano nie było tak źle. W czwartek kompletnie nie wiedzieliśmy co mamy ze sobą zrobić. Po południu uznaliśmy, że piwo nam dobrze wchodzi, więc pijemy. Hahahah zaczęło się od desperadosa na pół, a później lecieliśmy po całym. Na początku spędzaliśmy czas na pomoście. Poopiekowaliśmy się jakimiś dziećmi, zakumplowaliśmy się z sąsiadką z pola, zbudowaliśmy zamek z piasku! Później kupiliśmy sobie po żubrze i Krzyś postanowij popływać po piwie, co udokumentowałam na filmie (hahaha skoczył na deskę do wody xD). Znudziło nam się siedzenie w samotności. Poszliśmy po czteropak i przykolegowaliśmy się do ekipy z Polkowic, Przemkowa i Zielonej. Hahaha Rozwalało mnie to towarzystwo i krzyczenie "SOOOBIN!!!", w między czasie wybyłam gdzieś do niemców posłuchać jak szprechają i jak polacy próbują się dogadać. Skręcałam się tam ze śmiechu z ich tekstów. Powrót, znów trip po czteropak, mimo iż nie wypiłam jeszcze swojego piwa. Pod sklepem dostałam kolejne, z którego wypiłam łyka i poszłam do zielonego namiotu. Tam nie ogarnęłam co się dzieje, bo jak zostałam sam na sam z jakimś czopem to doznał chyba przy mnie objawienia xD. Pomógł mi się wydostać z namiotu, bo już nie byłam na siłach. Przybiegł do mnie Krzysiu i mówi, że idziemy się kąpać. No to trip. Doczłapałam się na pomost, popatrzyłam jak pływają i porobiłam fotki. Póki było jasno było spoko. Hhahahah jak zrobiło się ciemno to myślałam, że robię fotki prosto, a okazało się, że trzymałam aparat gdzieś z boku w pizdu xD. Moja Kicia kochana zauważyła, że nie ogarniam i zaproponowała powrót do namiotu. Wstałam i postanowiłam się nie ruszać, bo się bałam, że sobie nie poradzę. Hhahahha Krzysiek się pożegnał ze wszystkimi a ja stałam z boku krzyknęłam "narazie" i zaczęłam iść. Tylko zeszłam z pomostu i zaniemogłam. Jakoś udało mi się doczłapać do namiotu. Tam zaczęła się pizdeczka Krzysia. Hhahaha wredna jeszcze miałam łacha na drugi dzień z Orzygajki a to ja nie mogłam się ruszać xD. Może dlatego mnie to tak bawiło. Hhahahah tak czy siak wstałam o 1 w nocy, ojebałam pół chleba i kiełbase, a Krzysiek nawet nie poczuł jak się na niego kładłam xD. Poranek był dosyć ciekawy. Zdechli obudziliśmy się jakoś o 8, ogarneliśmy i trzeba było wracać do domu. Na całe szczęście doradzono nam byśmy jechali na świebodzin. Znów świetnie jechało się drogą pospieszną. Przed samym Świebodzinem złapała nas ulewa, więc mieliśmy czas by zjeść śniadanie pod mostem. Dosłownie xD. Zaraz przy wieździe do miasta zajechaliśmy do Auto serwisu, gdzie koleś naprawił Pilkowi kierownice. Zostało nam 1.05zł. W świebodzińskiej biedronce zakupiliśmy bułki na śniadanie i między blokami gdzieś w świebodzinie zjedliśmy 2śniadanie. Dalej jechało się tak sobie. Hahahah przez kacora i ja puściłam pawia po drodzę xD. W Sulechowie dopadło mnie zmęczenie i dobry humor minął. Jeszcze wjebałam się w ślimaka i miałam ujebane spodnie od jego flaków xD. Po tym wszystkim stwierdzam, że nizinny teren lubuski jest bardziej górzysty od dolnośląskiego xD. Ale trip był zajebisty i nie mogę się doczekać kiedy przeżyję następny z moją Niunią:*.