Żurawie stały się mą codziennością. W sumie to dobrze, doszłam do wniosku wychylając się jakiś czas temu przez internackie okno i wylewając resztki zimnej herbaty. Przecież miło popatrzeć na coś tak dużego, że aż nie wiadomo, w jaki sposób zostało zrobione.
A wszystko, co daje ucieczkę od myśli w tej mojej szarej szkole jest dobre.
Ostatnimi czasy często rozmyślam nad sobą, przyszłością, tym, czego wymagam od życia.
Momentami mam ochotę nie wstać do szkoły, odwiedzić ją dopiero po tygodniu i powiedzieć, że się wypisuję. I zaraz potem kupić bilet do Anglii, zacząć samodzielne życie.
Czy warto? Czy na serio warto?
Już nic nie wiem.
Korzystając z tej niewiedzy szydełkuję, gram, rysuję i rzeźbię, nie przejmując się jutrem, stawiając wyłącznie na rozwój osobisty.
Nie kieruję się uczuciami, nie obawiam się wcale. Żyję chwilą obecną, wiedząc, że wcale nie muszę kończyć niczego, że to nie zależy od nikogo prócz ode mnie i moich chęci. Już się nie stresuję.
Osiemnaście lat skończyłam, mogę zacząć być dorosła, kiedy tylko uznam za stosowne. Już wiek mnie nie ograicza. Dopóki uznam, że warto ciągnąć edukację, pozostanę na utrzymaniu rdziców, potem zostanie mi samodzielność.
Przyjemnie jest zatrzymać się i nie biec nigdzie.
Kolejny przystanek w moim życiu.
Więc patrzę tak stojąc
-stojąc tak patrzę na te żurawie
i czuję błogość
wypełniającej mnie pustką przestrzeni.