photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 22 MARCA 2011

Opiszę to, na pewno.

Zaczęło sie w piątek wieczorem. Pociąg z Gdańska do Wrocławia był o 21:55. Jakaś część ekipy wsiadła do pociągu w Sopocie [pociąg, o zgrozo, był z Gdyni]. Dla Cinka wyjazd do Wrocławia zaczął się około 16. Dojazd ze Sztumu do Malborka, potem do Gdańska. Trochę czasu to zajmuje.

 

Poszłam spać o 22:30, oglądałam z Tomkiem mecz Ruch-Górnik. Derby. Co za niefart, a raczej fart- zgasło światło, kibice [ULTRASI] odpalili race a gdy te zgasły, kibice Ruchu zaczęli świecić telefonami komórkowymi. Pomijam fakt, że w piątek padał śnieg i boisko pozostawiało wiele do życzenia. W sobotę było ok ale o tym później.

 

Około 2 w nocy obudził mnie Cinek [teraz nie wyciszam telefonu na noc]. Byli w Poznaniu. Nie mogłam zasnąć. Myslałam już o nich, o tym, czy się wszystko uda. Zasnęłam.

Pobudka o 4.30. Normalnie bym jeszcze drzemała ale byłam za bardzo podekscytowana. Wstałam od razu, poszłam zrobić herbatę do termosu, pomalowałam się, ubrałam. O 5 obudziłam Tomka, zrobiłam śniadanie. Tramwaj mieliśmy o 5:37 a byliśmy 10 minut wcześniej na przystanku. to z moich nerwów. Zanim wsiedliśmy, zadzwonił Cinek z informacją, że są w Obornikach. Ciśnienie mi podskoczyło, obawiałam się, że nie zdąże.

Powiedziałam mu, że już jedziemy. mina Pinokia-bezcenna. Mieliśmy ich wkręcić że spóźnimy się z godzinę. to nie jedyny pomysł na wkręt. Zaraz przyjechał tramwaj. Wysiedliśmy, udaliśmy sie na dworzec. Pociąg z Gdyni-peron 3. W sumie to nawet tego nie sprawdziliśmy bo zapomnieliśmy, ale już trochę osób czekało na Lechię. My byliśmy nie bez niespodzianek. 3 czteropaki Piasta w Torbie. 

Przyjechał pociąg. Patrzę, patrzę nie ma ich. Poszliśmy dalej. Pinokio nawet ich nie poznał, ja za to nie poznałam Maćka. Ekipa dosyć duża. Miało być 8 osób a było 14. Pan Karol i Pan Jacek (tata Maćka- bardzo w porządku goście). Udaliśmy się dwoma grupami na ul. Suchą. Tam przejęłam pałeczkę organizatora. Po drodze Cinuś [;*] dał mi szalik Lechii. Marzyłam o takim pasiaku. dałam mu szalik Wielkiego Śląska, by miał pamiątkę. Nie chciał go przyjąć.

-"Wszyscy, jak jeden zapisują mój numer telefonu, gdyby ktoś się zgubił"-powiedziałam.

Myślałam, że część ekipy sie odłączy ale poszli z nami. Martwiłam się, bo nie miałam tyle talerzy, szklanem, sztućców. 

Poszliśmy na K, nie czekaliśmy zbyt długo. I tu znowu dwie ekipy: ja z przodu, Pinokio z tyłu. Po drodze powiedziałam, co zwiedzimy, pokazałam im rynek z autobusu. Mijaliśmy grafy- byli zachwyceni tym na Broniewskiego. Zobaczyli, jeszcze wtedy nie dokończony graf na Żmigrodzkiej. Zaraz obok graf Motoru. Rozmawialiśmy chwilę o tym klubie. Przy pętli jakaś baba zaczęła się czepiać że pijemy i spiewamy. Oczywiście ja olaliśmy. Straszyła policją.. Gdyby nie faceci, zareagowałabym bez klasy.

Wysiedliśmy. Wchodzimy do Tomka, Dominik nie spał. Jestem z niego dumna! Nie dość, że nie marudził, że przyszło tyle osób to jeszcze zachował sie jak gospodarz i poczęstował gości specjałami, o które go nie podejrzewałam. Cinus z kimś tam poszedł do sklepu. Kupił klratę browarów. Myslałam, że go zabiję. Zaczęłam znosic wszystkoi do pokoju, robić kanapki, parówki. Wszyscy pili piwo i mieli znakomity humor. Nawet porozmawiałam z Panem Jackiem- mieszkał 6 lat we Wrocławiu.

Posiedzieliśmy w domu do około 12. Potem poszliśmy na przystanek. dojechaliśmy do Rynku, przeszliśmy obok kościoła Garnizonowego, (pochwaliłam się oczywiście swoimi notatkami). Wspólne zdjęcie. Potem Fontanna na Rynku- wspólne zdjęcie. Następnie Mc Donald-toaleta. Potem opowieść o bł Czesławie, który uratował Wrocław. Potem sklep kibica, małe zakupy Lechii. Następnie znowu Rynek. Pod pręgierzem dołączyła się ekipa. Opowiedziałam im o Ratuszu, pręgierzu. Tomka zwinęła policja, uciekł im. Spotkaliśmy Małolata na Rynku.

Potem podeszliśmy pod herb Wrocławia, Pinokio do nas dołączył. I znowu go zgarnęli. Zaczęłam się kłócić z jednym z psiarzów. Za 10 minut miał wyjść i mają szczęście, że dotrzymali słowa, bo byłby telefon do Swata. Potem jedna ekipa się odłączyła. Pojawiła się kolejna, bo im kolege wzięłi na izbę. Poszliśmy do mnie zostawić plecaki i zawieźliśmy ich na Sokolniczą. chcieli go odbic, ale nic z tego nie wyszło. Zaraz miały przyjechać kolejne suki więc poszliśmy. Pojechaliśmy pod sklep. Krawiec i jakimś tam ziomkiem od nas zostali na Sokolniczej. Piliśmy piwo za sklepem i jak zawsze życzliwy właściciel sklepu powiedział, że zaraz psiarnia wjdzie. Schowaliśmy piwo i... Przyjechali. Poszliśmy na przystanek, potem na bloki. I tutaj jeszcze wracaliśmy się po Krawca ale on potem jakoś sam dołączył. 

Weszliśmy na stadion. chciałam iść tam, gdzie jestem zawsze ale reszta marudziła, że nic nie będa widzieć. Siedzieliśmy w 7 rzędzie od gniazda. Reszta poszła jeszcze wyżej. Zjedli bigosik. Cały czas rozgrzewałam Cinka. Dołączył sie tez Czaja z koleżanką. Ponoć byłam pokazana w telewizji, widziałam powtórkę, lecz o dziwo siebie nie ujrzałam.

Mecz... Niezłe pierdolnięcie krytej. Ale to dlatego, że szybko zabrakło biletów na odkrytą, Mezo i Synek pierszą połowe oglądali z górki. Potem pomogli rozładować piwo i weszli w 69 minucie. 

Po meczu umówiliśmy się pod budą z gadżetami. Lechia poszła po piwo. Idziemy na przystanek. Nie ma Cinka. Kazałam Pinokiowi jechac do mnie z resztą a sama sie wróciłam pod budę. W końcu przyszli, kamień spadł mi z serca. Cinek miał rozładowany telefon, krawiec nie miał do nikogo numeru. 

Poszliśmy na przystanek. Oczywiście była przygoda- 5 minut stał jeden tramwaj, kolejny, tradycyjnie, nie zatrzymałsię na przystnku. W końcu wysiedliśmy na Legionów, znowu na dwie ekipy. Poszliśmy do plecaki. Nie chcieli jechac do Tomka bo to za daleko, więc poszliśmy do KFC. Tam zjedli. W TV potem leciały skróty meczów. Oglądaliśmy tez murzyna pukającego się w banie, żebrającego o kurczaki i udającego golenie. Potem, wychodząc, darł mordę. 

Świstak powiedział na Lechię "Lechici" zamiast LECHIŚCI, co oczywiście wyłapałam. nieźle się zaczerwienił. Świstak to taki mój Bąku. Tyle że bardziej otwarty. ;D Ja pobiłam chyba swój rekord w piciu piwa- rano zero kaca.

Siedzieliśmy w KFC do 22:40. Potem na przystanek. Tramwaj na dworzec. Bez problemu zajęli 2 przedziały obok siebie. Trochę ludzi pojechało. Jeden koleś żegnał resztę ze szklanką piwa. Częstował nią LECHISTÓW. Było mi bardzo przykro, jak pojechali. Obiecali, że będa przyjeżdzac co rok i zaprosili nas do Gdańska. Ponoć im się podobało- dla mnie najwazniejsze było to, by się nie zrazili.

Cinuś został, jak mi to wcześniej obiecał. Pojechaliśmy do TESCO. Ja, Pinokio, Synek, Mezo, Ryba, Świstak i Robson. Czaja poszedł do domu. Po TESCO poszliśmy do Synka tzn ja cinek i Pinokio do domu po piwo i skrzydełka. Wróciłam do synka z Cinkiem. Mezo padł pierwszy. ;D  Męska rozmowa na temat partnerek- bezcenna. Ogólnie było śmiechowo. I to bardzo. Ryba poszedł ze Świastakiem po fajki. Impreza dla mnie trwała po 5 w nocy. Poszłam spać. Rano obudziłam sie obok Cinka. Synek zrobił dużo zdjęć. Chciałam iść z Cinkiem pomóc Pinokiowi sprzątać- Synek zamknął nas na chacie. Czekaliśmy od 8 do 10 aż przyjdzie. Poszliśmy do Tomka, szybko posprzątaliśmy, zjedliśmy z Cinkiem, wypiliśmy piwko i umówiliśmy się z Mezem. Zawieźliśmy do mnie rzeczy i poszliśmy na piwo. Pociąg był około 15:20. Cinek wsiadłdo niego, kondektor w sumie nawet nie pozwolił mu się z nami pożegnać. Duży ścisk był, Piwko do każdego przedziału dawał wódkę. Cinek wysiadł. Zaczęłam krzyczeć, że ma tam wracać, byłam w szoku. Powiedział, że nie zdążył się pożegnać, że musiał wysiąść, że było tłoczno. Wyprzytulałam go z radości. Pojechaliśmy pod Hale Stulecia, poszliśmy na spacerek przez Pergolę, Ogród Japoński. Wstąpiliśmy do Gracjana. Bardzo się cieszył. Wstydził sie trochę. Zapytałam go, czy kocha śląsl. Jego odpowiedź brzmiała: NIE. Szok... Cinek zapytał się, czy kocha Lechię: TAK. I tutaj kamień spadł mi z serca. Pojechaliśmy do Meza na chwilę. Potem do Pinokia bo przypomniało nam się, że zostały 2 czteropaki. Wypiliśmy je. I tutaj działo się bardzo wiele. A najlepsze jest to, że tylko 2 osoby widzą co dokładnie. Zrobiłam kanapki, zjedliśmy sałatkę. PInokio był zmęczony, więc chciałąm sama odprowadzić Cinka. Został Mezo- uparta gadzina z niego. ;D Dał nam na dworcu czas [Mi i Cinkowi, musieliśmy pogadać]. Przyjechał pociąg. Cinek był w wagonie, w którym byli znajomi naszych ultrasów. Pół godziny opóźnienia we Wrocławiu-dobry wynik. Nie chciałam się żegnac z Cinkiem a i on sam wahał się, czy nie zostać.W końcu pojechali. Były spiewy i łzy, bynajmniej u mnie. Mezo mnie odprowadził, całą drogę myslałam o tym, co będzie dalej. O tym, co się wydarzyło. mimo tego, że bardzo krótko spałam, nie byłam zmęczona. Ale położyłam sie i szybko zasnęłam. Cinek nie dawał rano znaku życia. Nie miałwypisanego biletu. Martwiłam się. Napisałam nawet esa do jego mamy bo mu się ja zwykle rozładował telefon. Po 12 dałmi znać, że żyje, że jest cały i zdrowy. Zapamiętam ten przyjazd do końca życia.