Ciężkie dni, tak to się teraz nazywa? Gdzie jednego dnia oddajesz wszystkim naokoło swoją radość, a na drugi dzień...no cóż, sam walczysz o to, by mieć chociaż namiastkę. Nigdy w życiu nie przewidziałabym takiego scenariusza, że cały ten wewnętrzny problem towarzyszący mi przez 3 lata nagle zmieni się w coś tak cudownego. Spełnienie marzeń, możnaby pomyśleć. A i owszem, tak właśnie było. Nikt nie mógł zakłócić tego cudownego uczucia spełnienia, a jednocześnie niedowierzania. I na niedowierzaniu się skończyło. Chyba tylko ja żyłam w przeświadczeniu, że jest tak jak ma być, że wszystko idealnie do siebie pasuje, bo przecież przez ten cały czas tak właśnie było. Wizja idealnego związku chyba trochę mnie przyćmiła, zresztą nie tylko mnie. Lecz co to byłoby za życie, gdybym nie musiała zmagać się z najtrudniejszym przypadkiem na świecie? Krążące w głowie NIE WIEM nie daje mi uczyć się do kolokwiów, które domagają się, żeby je zaliczyć. To kwestia niedojrzałości czy niezdecydowania? A może nagłe zachłyśnięcie się tym wszystkim sprawiło, że ten wzrok już nie patrzy tak samo. Problemy dzisiejszych nastolatków. Co byśmy zrobili, gdyby nie ta nieszczęsna miłość, która szczęśliwa , czy też nie, dobija się do nas z niesamowitą siłą, a my jak na złość nie możemy się jej oprzeć... Zmora czy może sens życia? Nie wiem, wiem, że trudno bez niej żyć, a mnie czeka jeden z najtrudniejszych okresów w życiu.