No więc tydzień temu zaczął się nowy semestr, a ja oczywiście musiałam się przeziębić. Taki mój los. Na szczęście już prawie wyzdrowiałam.
Przyzwyczaiłam się cholernie przez okres sesji i mojej zeszłotygodniowej choroby do bycia w Lesznie, a jak nie w Lesznie - to we Wro u Piotrka... Wiecznie byłam z kimś, prawie nigdy sama. A teraz, kiedy już się wyprowadziłam z tego problematycznego, zasyfionego, zimnego mieszkania z problematycznym administatorem idiotą na nowe, czyste, ciepłe mieszkanko - jestem sama, mieszkam sama i trochę mi źle z tego powodu, ale na pewno niedługo się przyzwyczaję. W każdym razie - czuję ulgę, że wreszcie nastąpił koniec moich problemów mieszkaniowych. No i mam piekarnik w kuchni! <3
No i też z Piotrusiem mniej czasu mamy dla siebie... Ale to nic. Kto da radę, jak nie my? Miłość to siła. A układa nam się coraz lepiej <3
Na studiach wszystko. można by rzec, wporzo, poza tym, że trochę plan się pozmieniał i przedmioty się pozmieniały. Przez co dłużej siedzę na uczelni, a i więcej nauki mam w domu. Jednakże wiem, że niedługo nadejdzie wiosna, zrobi się cieplej i bardziej słonecznie i też więcej energii będę mieć do życia i działania. A i też planuję się w końcu zacząć odchudzać i ćwiczyć, może pomyślę za jakiś czas o baseniku (w końcu mieszkanie 5 minut drogi na pieszo od aquaparku trzeba dobrze wykorzystać!), bo jest coraz gorzej z moją masą.
Niedługo Wielkanoc... No i fajnie, znowu kilka dni wolnego na regenerację umysłu! A jeszcze niedawno czekałam na Boże Narodzenie... Jak ten czas szybko leci...
xoxo