Nic nie dzieje się przypadkiem, a przynajmniej ostatniego czasu mam takowe wrażenie. To imię wypowiadane trzydzieści razy za dużo, ten głos szumiący w uszach, ta twarz przewijana z każdym odtwarzanym wspomnieniem, Myślałam, że to uczucie przeminęło z ostatnim mym związkiem, ale ono znowu wróciło. Śmiem twierdzic, że może mnie prześladuję, tyle że jego forma nieco się uplastyczniła i już nie koliduję z moimi przelotnymi nastrojami i humorkami. Może to głupie, ale czuję że hmmm... dojrzewam?
PS.: Niebo bez gwiazd, to tak jak cytryna bez pestek?