Starcie tytana i małego wypierdka czyli Kompani A i Kompani Z Wyglądało bardziej jak starcie Godzilli z jakimś innym stworem równie potężnym. Okolica przynajmniej tak wyglądała. Trwało to już prawie godzine. W końcu wszyscy opadli już z sił.
-Dobra Scorpion to już nie ma sęsu uznajmy remis tym razem. Stwierdził Kano.
-Tym razem się z tobą zgodzę. A więc remis. Zgodził się Scorpion. Wycięczony Oddział wrócił do swojej bazy.
-Jax pojebie oddajesz za drzwi z własnej pensji.
-I tak były brzydkie i miały chujowy kolor a no i mnie zawsze wkurwiały bo skrzyopiały. O kurwa ale rym.
-Zasrany idioto kazałem ci je naoliwić wtedy by nie skrzypiały matole oniemiały.
-No dobra dobra odkupie je.
-E Scorpion pozwolisz na słówko. Odciągną Sub-Zero Scorpiona na bok.
-Co jest.
-Ty czemu klan wysłał tych pojebów z Alfa żeby powstrzymać Jax'a.
-Też mnie to męczy.
-Coś mi sięzdaję że chyba na prawde chcą nas się pozbyć.
-Klan nie wykańcza tak swoich braci. Krzykną Deathstroke.
-Obydwoje wiemy że to pic na wode
-Racja. Zgodził się Deathstroke ze Scorpionem.
-A ja mam pytanie. Wyskoczył nagle Jax.
-NIe ma parówek ani ogórków zara ci specjalnie do sklepu skocze.
-Jasne jasne specjalnie dla mnie pewnie ci się alko skończyło
-Zara ci...
-Dobra dobra nie o to mi chodzi.
-A o co.
-Emm od kiedy mamy helikopter? Cały oddział oniemiał ze zdziwienia.
-Co ty pieprzysz.
-NO chodź i sam zobacz.