To trochę jak spalić stary dziennik.
Trochę jak ostatni raz zajrzeć na kartki zapełnione wspomnieniami i pozbyć się ich, niektórym tylko pozostawiając miejsca w jakichś mózgowych zakamarkach.
Trochę jak małe zwycięstwo.
Ten photoblog kojarzy mi się z miejscem, gdzie w ładnych słowach i wymijająco pisałem o tym, co mnie boli, o tym, że jest mi źle. Był takim słuchaczem do narzekań, żeby nie zadręczać nimi ogółu i być uśmiechniętym na co dzień. Z czasem jednak znajdowali się ludzie, którzy chcieli być tym zadręczani. I którym nie bałem się mówić bez eufemizmów. A teraz już nie potrzebuję internetowego pamiętnika. Jest doskonale bez tego. Mam się do kogo uśmiechać i przy kim płakać w każdej chwili.
I jestem szczęśliwy.
Wreszcie piszę to bez udawanej pewności, którą sam markowałem to, że jednak czegoś mi brakuje.
Już mi nie brakuje.
Warto marzyć.
:)
http://www.youtube.com/watch?v=QKEuOO0lQPc