Muszę chyba wszystko wyrzucić, bo albo to wyrzucę. Albo wszystko skończę.
Ona
Ona. Parę lat temu, każdy weekend u niej. Nie zabraniała niczego, nie gniewała się. Nie wnikała. Pozwalała mi być samą i już. Mogłam zawsze wszystko powiedzieć, wypłakać się. A ona wysłuchała, ze spokojem. A teraz? Ona. W hospicjum. Bezwładna. Mówi coraz częściej od rzeczy. Jednego dnia przychodzę i mam ochotę od razu uciec, bo nie wiem co do mnie mówi, o co jej chodzi. Nie wiem co odpowiadać, jak jej pomóc. A innego dnia przychodzę i normalnie sobie gawędzimy. I wiem, że koniec wisi. I że nie wiem jak to zniosę, nie byłam na to gotowa, nie jestem i nie będę. Już się czuję jakbym ją straciła, ale przynajmniej nie całkiem.
Hospicjum
Porozmawiajmy o hospicjum. Wiedziałam, że ludzie chodzą tam umierać, ale to straszne. Ci ludzie nie chodzą już o własnych siłach. Lezą i muszą robić w pampers. Jak gdy byli małymi dziećmi, ale jak teraz z dnia na dzień leżeć i załatwiać potrzeby fizjologiczne po prostu leżąc w łóżku? Jak leżeć cały dzien w ciszy i nie móc nic robić. Nie móc zobaczyć tej pięknej pogody na dworze? Nie móc poczuć świeżego powietrza? Przychodzę. Słyszę krzyki. Pewna Pani krzyczy jak bardzo jej zimno, drży przykryta wieloma kocami i kołdrą. Krzyczy do Boga, że cierpi. Zimno jej. A ona. Ona tego słucha cały dzień i też zaczyna mówić, źe jej zimno. Przykrywam ją mimo upału za oknem, a ona krzyczy. Krzyczy "przykryj mnie". Ale przecież już ją nakryłam. A tamta Pani nadal woła Boga. O ile jakiś istnieje.
Przyjaciółki
Kiedyś nie miałam prawdziwych przyjaciólek. Mialam samych fałszywych znajomych, w których gronie się obracałam, bo byli oni albo NIKT. Lepiej mieć byle kogo niz nikogo? W każdym razie spotkania wcale nie należały do najprzyjemniejszych zawsze. Czasem wolałam jednak znów wrócić do domu. A i tak często wszyscy zajęci. I ja sama w domu. Sama. Całymi dniami. Tylko ja. Kolejne rany i blizny, które sama robiłam. Kolejne znajomości internetowe, dla wypełnienia pustki i kolejne kilogramy. Później nowa szkoła. Nowi znajomi. I tutaj również wiele fałszywych, wiele głupich decyzji. Sam alkohol i papierosy. Bezwzgledu na godzinę i dzień. Czy to poniedziałek po szkole. Czy niedziela 14. Alkohol. ALKOHOL. IMPREZA. Wstyd mi za ten okres, ale to też się skończyło. I pewne znajomości. Zaczęła się wielka przyjaźń. Wymarzona przyjaźń. Nie potrzebowałam chłopaka, wielu przyjaciół. Wystarczyła ona jedna prawdziwa. Prawie każdy dzień razem i nowe emocje. Rzadko z alkoholem. Bez papierosów. Moje najlepsze czasy. Najniższa waga, najwięcej chęci do życia, najwięcej wspomnień. Dużo słońca, ruchu i same radości. Spacery, rolki, podróże. Masa zdjęć, masa nowych znajomości, nawet jeśli przelotnych to pozostały wspomnienia. Dużo osób się odsunęło bo byłyśmy takie "klony". Ale potem i tak zazdrościli nam naszych wspomnień, tego co przeżyłyśmy. Później zintegrowałyśmy się znów z paroma dziewczynami, które się odsunęły. I powstało coś bardzo mocnego. 6 Dziewczyn. Wszystkie mówią sobie wszystko. Pełne zaufanie. Nie zawodziłyśmy siebie. Częste spotkania, wspólne wyjazdy. Super wspomnienia i zabawa. I nagle ona, najbliższa mi odsunęła się. Zaczęła się tak mocno przyjaźnić z inną i wygadywać jej wszystko o mnie. Co nie miało wcześniej miejsca. I mam wrażenie, że po tym coś we mnie pękło i że ja teraz też jestem jak ona. Może nie az tak, bo nie wygadałabym prywatnych rzeczy moich przyjaciółek, ale wydaje mi się, że zdarzyło mi się powiedzieć coś, co jednak nie powinno zostać powiedziane. W każdym razie z tej super 6 przyjaciółek zrobilo się jakieś gówno. Teraz uważam, że nie mam żadnej takiej przyjaciółki gdzie piszę jak mam problem. Dwóm mogę zaufać. To wiem na pewno, ale to raz na jakiś czas coś im powiem. To nie jest już to co przeżyłam kiedyś. Bo kiedyś z nią mówiłyśmy sobie naprawdę wszystko i jak był problem od razu wiedziałąm do czyich drzwi zapukać i było lepiej. Teraz? Teraz nie pukam do żadnych.
On i ja, MY
Co ja mam powiedzieć o Tobie? Rok temu spotykaliśmy się, ja byłam niewinniejsza. Ale miałam niezamknięte sprawy i nie potrafiłam wtedy dostrzec tego co dobre. Po roku, bardziej zniszczona. Doceniłam. Ty wolałbyś mnie taką jak kiedyś. Wiem to. Nie chcę nawet żebyś zaprzeczał, bo brzydko kłamać. Pokochałeś mnie, wiem to. I początki. Początki były takie piękne. Motylki w brzuchu, spokój. Brak kłótni. Teraz jest pięknie i nie pięknie. Teraz wiem, że Tobie się odechciewa. Dziś nie przyjechałeś, bo Ci się nie chcialo, bo "daleko". A kiedyś nawet byś nic nie mówił, po prostu przyjechał. Kiedyś byłeś cały mój. A teraz cyka zegar, który kiedyś stanie. I nie będziesz już mój. Wiem, że moje ciągłe wybuchy są okropne. Krzycze, płacze. Ale zrozum mnie. Chociaż trochę. Ja już po prostu mam dość, ale o mnie nieco później. Wracając do NAS. Na spotkaniach potrafisz niby być kochany, opiekuńczy. Ale często widzę rzeczy, kiedy nie chce Ci się już nic robić, starać. A kiedyś gwiazdę z nieba byś mi dał. I mam wrażenie, że potrzebujesz już troche ode mnie odpocząć. Ale ja nie chcę odpoczywać od Ciebie. Bo teraz dla Ciebie żyję. Nie mam nic. Kocham Cię bardzo i chcę poczuć się jak kiedyś, pewna że mnie tak mocno kochasz, że nic nie może tego zepsuć. Mówiłam Ci o związkach, które po czasie gasną. Nikt się nie stara. Nic nowego. Żadnej spontaniczności. Jeśli nie powiem nic, to czy kiedyś jeszcze mnie zakoczysz? Pomyślisz o mnie jak kiedyś? Chwilowo nie pracujesz, masz mnóstwo wolnego czasu. Wiesz co mi się marzy? Żebyś odebrał mnie ze szkoły, bez żadnego uprzedzenia. Nic więcej. To tak wiele? A wiem, że zamiast tego, to pewnie jutro napiszesz mi, że albo się nie widzimy bo coś tam, albo zapytasz czy ja przyjadę, bo Tobie się nie chce. Tobie się nie chce 20min w aucie siedzeć, a mi się chce jechać do Ciebie autobusem 40min. Jak myślisz Kochanie, kogo uczucia gasną?
Mama
Kochana mamo. Rok temu. Rok temu zobaczyłam Cie w stanie w jakim nigdy nikt nie powienien widzieć swojej mamy. Woziłam Cię na wózku. Odwiedzałam w szpitalu. Na oddziale intensywnej terapii. Chcialas mnie zostawic. Nigdy nie bylam idealna corka, nigdy chyba nie bylas ze mnie dumna. Bo niby czemu mialabys byc? Podcinasz mi skrzydla. Niestety. I chyba wiele musialybysmy zmienic wobec siebie i wyjasnic. Ale jestesmy bardzo podobne i udajemy ze jest dobrze. Zamiatamy wszystko pod dywan. I teraz. Teraz znow chcesz odejsc, od nas. Zostawic mnie na tym swiecie, bez mamy. Moze mam duzo zalu, ale nie przezyje tego. Chcialabym kiedys miec z Toba lepsze stosunki. Chcialabym kiedys zobaczyc Cie taka jak widzialam Cie jak bylam mala. Chcialabym zobaczyc Cie szczesliwa.
Ja
Mowia mi, ze charakter mam jak mama. Zamiatam pod dywan problemy, nie mowie co czuje. Ukrywam w sobie. Wiec czy kiedys przyjdzie taki dzien, gdy tez sprobuje sie zabic? Pewnie tak. Coraz czesciej marze, by zniknac. NIe potrafie ostatnio znalezc sobie miejsca. Dom, jego dom,szkola, dwór. Wszędzie źle, wszedzie czuje sie niepewnie. Wszedzie czuje sie jakbym byla nic nie warta, jakbym byla dnem. Jakbym byla zerem wsrod wielkich ludzi. I wszyscy to widza. Ze jestem nic nie warta. NIe moge patrzec w lustro, nie wiem jak wyglada moje cialo nago. Przytylam. Nie mam celu. Bo moje cele sa chyba nierealne. NIe cieszy mnie to, co cieszylo mnie kiedys. NIe radze sobie, ze soba i ze wszystkim. Ciagle stres, ciagle martwie sie. Ciagły strach. Bez przerwy, że coś się stanie. Bez przerwy te myśli. Patrzę mu w oczy i myślę, co zrobisz jak odejdę na zawsze stąd. I zaczynam płakać, a on pyta dlaczego. Jak powiesz osobie, którą kochasz, że najchętniej byś poszedł i sobie pierdolnął w łeb? Nie powiesz. Więc milczysz, płaczesz dalej. A on pyta i pyta. On przegląda Ci telefon, to miłe czasem jak ktoś o Ciebie jest zazdrosny. Ale to frustrujące. Chcę czasem ze znajomymi popisac, opowiedziec cos o moim zwiazku, wymienic poglady. Mam kolegow, lubie ich. I tyle. Czasem pogadam, pozartuje. A on ciagle wytyka mi bledy i oskarza/ Po co to pisalas? I co spotkalas sie z nim? Po co z nim piszesz? A ten Ci buziaczka wyslal. Jedz sobie do tamtego. Zakladam haslo na telefon, jestes zly. Robisz mi wszystko na zlosc. Kolejna frustracja. Gdy masz okazje wyrywasz mi odblokowany telefon sila. I znowu mnie zmuszasz. Zmuszasz do Twojej woli. A czy ja nie mma czasem nic do powiedzenia? Czy czasem nie moge Ci czegos nie powiedziec? Bez Twojego wymuszenia na mnie tego? Czy czasem nie moge miec czegos swojego? Swoich mysli? Wszystko Cie tak strasznie we mnie denerwuje. Wszystko bys zmienil. Wszystko jest tak paskudnie. Czuje taka ciezkosc w klatce piersiowej jak teraz to pisze. Scisk w gardle. Frustracja. Oszaleje. Mysli przewijaja sie jedna po drugiej. I tak jest kazdego dnia, caly czas. Gdy wychodze z domu, marze by do niego wrocic, by ludzie mnie nie widzieli. Nie chce mi sie z ludzmi rozmawiac, ze znajomymi ze szkoly. Nie zintegrowalam sie tak mocno, bo nei chce mi sie z nimi gadac. Nie chce mi sie zyc. Nic mi sie nie uda i nic mnie juz nie czeka. Czeka mnie porazka i to czego najbardziej sie obawialam.
Koniec albo nie koniec.
Użytkownik blackdreamstyryryry2
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.
Inni zdjęcia: I am photographymagicOsiołek z futerkiem zimowym bluebird11... thevengefulone... thevengefuloneja patkigdNad morzem patkigdNK ! lupus89Koncert Nocnego Kochanka lupus89127. atanaja patkigd