nasza miłość jest toksyczna.
od samego początku były zgrzyty i tyle spraw, które jeszcze nigdy w życiu mi się nie przytrafiły. Lecz mimo wszystko była miłóść, może z początku ślepa, ale z czasem przerodziła się w coś innego, magicznego, naszego.
Chęć posiadania rodziny była tak wielka, że nawet chwili się nie zastanawiałam i postanowiliśmy mieć dziecko..
Zaczeły się problemy, szpitale i każdy z nas reagował i przeżywał to na swój sposób. Niestety druga strona poszła w tą złą drogę i wtedy już wszystko zaczęło się sypać. Tyle razy odchodziłam i tak samo tyle razy wracałam, że pogubiłam się w wyliczeniach, palców u rąk brak..
Ostatnim razem jak wróciłam było jak w bajce, nawet lepiej niż mogłabym sobie to wymarzyć, w końcu byliśmy rodziną, w końcu miałam kochającego mężczyzne i wspaniały dom. Były plany i cele do których powoli dazyliśmy, mogliśmy sobie pozwolić na wszystko.. Ja pozwoliłam sobie na za dużo.. znowu odeszłam.. i wszystko znowu się popsuło.. wszystko znowu się skończyło.. straciłam dom, rodzine i kochającego mężczyzne, który znów zbłądził..
Dlaczego tak jest, że mimo wszystko serce i rozum cierpi ? Dlaczego co wieczór jest mi tak źle i przykro ? Mimo tego, że wiem ile razy ten człowiek mnie skrzywdził, ile razy wyciągałam nas z problemów, ile razy cierpiałam tak mocno, że odechciewało mi się żyć to serce wciaz kocha i tęskni ..
Targają mną takie emocje, że czasem nie potrafię nad nimi zapanować. Tak bardzo chce wrócić i to wszystko naprawić, to też tak bardzo chce żyć na nowo z dala od tego człowieka..
Mam trudny charakter, gdzie niektórzy wiedzą jak go wykorzystać przeciwko mnie, za szybko podejmuje jaką kolwiek decyzję, gdzie później żałuje tego tak bardzo..
podobno kocha się tylko raz.. i to chyba jest prawda..
tak mi jest cholernie ciężko..