Wołam o pomoc, ale nikt nie słyszy, albo nie reaguje.
Boję się, że w końcu przyjdzie mój kres i już nikt nie będzie mi w stanie pomóc.
Jak sobie radzić ? Jak mam poradzić sobie z tą pustką w sercu i duszy ?
Wykańcza mnie dosłownie wszystko, codzienność, opieka nad nieznośnym dzieckiem ( nie wiem co jej się porobiło, ale przechodzi chyba jakiś bunt, przez co psychicznie jest mi jeszcze gorzej. Uświadamiam sobie jaka to ze mnie beznadziejna matka, że nie potrafię ogarnąć własnego dziecka..)
Znów stanełam w miejscu, w miejscu w którym nic nie ma, pustka w sercu i w głowie. Sama, samotna pozostawiona na pastwe losu.
Nikt jeszcze nie zapytał mnie jak sobie z tym wszystkim radze, jak to wszystko ogarniam. Nikt nie pyta, nikt nie wspiera.. A ja.. a ja tylko potrzebuje rozmowy. Potrzebuje tylko kilku słów..
Zastanawiam się jakby to wszystko wyglądało beze mnie.. dochodzę do wniosku, że chyba tak samo. Nikomu by świat się nie zawalił, niektórym by było to na ręke. Przestałabym cierpieć, żyć w ciągłym cierpieniu i strachu..
Uciekanie nic nie da. Ile można uciekać ?
kiedyś powiem dość..
odejdę w lepsze 'jutro'