Jakis czas temu znow wrocily wspomnienia, nie sa jux tak bolesne jak kiedys, ale wciaz serce drzy. Mam duze szczescie, ze u nas skonczylo sie wszystko dobrze. Nie wiem co to bol po utracie, ale wiem co to bol i lek o zycie i zdrowie wlasnego zycia.
Moje zdrowie i zycie odeszlo na drugi plan, a jakis czas temu znow uslyszalam przykre i dotkliwe slowa. Kiedy ktos nie wie jak ma mnie zaatakowac atakuje zyciem. "Zaluje, ze wtedy nie umarlas" te slowa chodza mi w myslach non stop. Zastanawiam sie co ja takiego zrobilam temu czlowiekowi, ze zatruwa mi zycie, ze mi grozi i atakuje w kazdym mozliwym momencie. Czasem sie boje, udaje, ze mnie to nie rusza, ale jednak rusza. Mam obsesje i boje sie spokojnie chodzic ulicami, ciagle rozgladam sie czy nikt za mna nie idzie. Wychodzac z domu, modle sie o to, zeby dane mi bylo patrzec jak moje dziecko sie rozwija i dorasta. Ale nigdy przeciez nie wiadomo co moze sie wydarzyc.
Gestoza, bo taki byl powod przedwczesnego porodu, ktorego do dnia dzisiejszego nie moge nazwac porodem.. przyszla nagle, z nienacka. Rozwinela sie w ekspresowym tempie i z minuty na minute moj stan sie pogarszal. Pamietam do dzis jak na kazdych badaniach lekarze mowili, ze dziecko jest za duze jak na ten tydzien. Jedynie co to borykalam sie z problemem bialka w, moczu, ale po lekach znikalo. Niestety na ostatniej wizycie lekarz stwierdzil, ze dziecko nie rosnie, ze jest za male jak na ten tydzien, dodatkowo towarzyszyl mi duzy bol brzucha i opuchlizna, ktora zbagatelizowalam z tego wzgledu, ze przeciez sa upaly i to normalne. Gdy stanelam na wadze i zobaczylam, ze przez zaledwie 4dni doszlo mi 10kg przerazipam sie Skierowanie do szpitala, tam pojawilo sie cisnienie 150/130 od razu wdrazono leki i sterydy w razie czego na rozwoj pluc dziecka. Niestety rano, gdy podpieli mnie pod ktg wyszlo, zagrozenie zycia, od razu na blok, decyzje podpisywalam gdy mnie wiezli, tam mialam stan przedrzucawkowy i musieli mnie pozapinac w pasy i tyle pamietam. Gdy sie obudzilam nie moglam poruszac zadnymi konczynami, od rurki do intubacji myslalam, ze sie udusze a gdy mi ja wyciagneli moje pierwsze slowa byly "czy moj dzidzius zyje". Pozniej pamietam wszystka za mgla a to moze nawet i lepiej. Nie kontaktowalam na tyle, ze moglam dojsc w ciszy i spokoju. Dopiero na drugi dzien wszystko do mnie potarlo, plakalam w kazdej minucie spedzonej na poloznictwie. To byl koszmar, brakowalo mi rozmowy i zrozumienia. Dlugo nie moglam sie pozbierac, ale z kazdym dniem uswiadamialam sobie, ze przejdziemy przez to, ze ona jest taka silna to i ja bede. I przeszlismy. Po wczesniactwie ani widu ani slychu. A ja jestem dumna mama, najcudowniejszego dziecka na swiecie.