Ponad rok temu ją spotkałam.
Moje małe szczęście.
Takie płochliwe i nieufne.
Trzeba było to zmienić.
Byłam niecierpliwa, chciałam, by wszystko stało się od razu.
By ona zaczęła mi ufać juz po pierwszym dniu.
Uciekała, ja płakałam, że nie potrafię, że ja tego nie dokonam.
Pomyślałam: Tylko zaklinacz psów pomoże jej ponownie zaufać.
Ale się nie poddałam.
Mijały dni, miesiące. Nie spuszczałam jej ze smyczy. Pracowałyśmy razem.
Szukałam dużo w internecie, uczyłam ją sztuczek.
Wszystko szło bardzo ładnie.
Ale nadał bała się dotyku ręki, nadal drżała i uciekała.
Co miałam zrobić?
Zaczęłam z nią więcej przebywać i rozmawiać.
Bardzo się do mnie przywiązała.
W domu uczyłam ją przychodzenia na zawołanie.
Z jednego pokoju do drugiego. Nagradzałam ją, szybko pojmowała, o co chodzi.
Przyszedł czas nauki na dworze. Nie obyło się bez ucieczek.
Ale... Widziałam postępy. Nagradzałam ją za dobrze wykonane polecenia.
Pewnego razu odeszłam dalej, podczas gdy ona uciekała.
Poszła za mną. Dała się zapiąć na smycz.
Przyszła.
Wydaje się to dziwne. Co w tym niezwykłego, że pies przyszedł?
Przecież to takie proste.
Nie jest to jednak takie proste, Sonia była bita. Bała się ludzi.
Zupełnie nie wiedziałam, co zrobić, by znów zaufała człowiekowi.
Wystarczyło z nią być. Rozmawiać, chodzić w przeróżne miejsca.
Pokazać jej, że nie ma się czego bać.
Dziś już mogę ją spokojnie spuszczać ze smyczy.
Bo ona przyjdzie.