photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 22 GRUDNIA 2014

"Are you morbid?

Yes, I am."

 

 

 

Dariusz zapomniał aparatu, więc cierpię na niedobór zdjęć koncertowych. Z drugiej zaś strony, aparat zapewne umarłby pod sceną od ciągłego kotła. Więc jest plakat.

 

   Wyruszyliśmy z Łodzi Polskim Busem o godzinie 11.20. Towarzyszył nam Placek i Łukasz, około-krakowski thrasher. Przynajmniej było z kim pogadać w tym busie pełnym zblazowanych albo co gorsze, pieprzących o byle czym ludzi. Przejazd był udany, chociaż kurewsko grzali, aż się tyłek do siedzenia przyklejał.

   W Krakowie zrobiliśmy ze dwa kilometry z buta, szukając przystanku tramwajowego, jednak udało nam się i po dwóch przystankach byliśmy niedaleko klubu. Pięknie, prosto i bez komplikacji.

   Klub obskurny, utrzymany w industrialnym klimacie. Ławki sklecone z palet, bardzo wygodne i oszlifowane, dwa bary, w miarę czyste i zaopatrzone kibelki, sprawna szatnia, ogółem na plus. Mało tego, pierwsze 100 osób dostało kupon na browca i numerek konkursowy.

   Pijąc niezłej jakości piwo lane z dystrybutora, przegadaliśmy Spirit, by pójść na MasseMorda, na którego przyszli hipsterzy w szaliczkach i rurkach i w jakże modnych, nerdowych okularach, a pod sceną zero ruchu, jeno miałkie kwilenie. Ściana dźwięku zabijała słuch.

   Przed Bolzerem było losowanie nagród przy użyciu numerków, co w sumie mi zwisało, i zajęliśmy z Dariuszem miejsce pod sceną, myśląc już o Triptykonie. Na Bolzera przyszli najebani die hard fani i grubasy twierdzące, że Triptykon przy Bolzerze to gówno, pozdrawiam. Poza tym, nagrywać koncert tabletem to trochę smutno.

   Coś tam słyszałam, że Bolzer taki nietuzinkowy, etc. . Wyszło dwóch typów na scenę, jeden z pokaźną brodą i utrzymanymi w stylistyce pogańskiej dziarami i zaczęli hałasować. To brzmiało jak mieszanka Lifelover z Shinigiem i domieszką thrashu, czyli coś po chuju fest nie dla mnie. Przekombinowane, halucynogenne aranżacje mi nie podeszły, poza tym, panowie zamiast się stroić, musieli niestety czekać, aż konkurs z losowaniem nagród dobiegnie końca [no bez jaj, po kiego komu ten konkurs był? :/]. Brodaty nie miał czasu nawet na porządne ogarnięcie gitary, także stanowczo brzydkie traktowanie. Szkoda trochę. Może by lepiej to wszytsko wyszło. [od razu przypomina mi się kurewska polityka na BA w wykonaniu niektórych dźwiękowców i nagłośnieniowców -.-]

   Triptykon stroił się w cholerę długo, w naszych sercach na zawsze pozostanie grubasek w odważnych skarpeto-podkolanówkach z uroczym ostem wydziaranym na ręcę i kustosz muzeum, który grzebał milion razy przy perkusji. Ale warto było czekać.

   Mieliśmy z Dariuszem to szczęście, iż staliśmy naprzeciwko Toma pod sceną, po lewej mieliśmy dziewczynę na wózku w asyście trzech potężnych gości, a po prawej młyn, co zaowocowało tym, że nikt się nie przedarł. Prawda, jeden chudy pedał z lustrzanką za dwa patole próbował wskoczyć mi przed nos, lech ochroniarz pani na wózku stanął ze mną twardo ramię w ramię i cwaniactwo nie przeszło, ha. Na pohybel skurwysynom. <:

   Tom, Vanja, Santura oraz Norman wyszli na scenę, wszystkim krew skoczyła do głowy i zaczęło się. Ludzie, jaki to był kurwa koncert... Mistrzostwo świata, jak dla mnie. Dźwięki po prostu roszarpywały na części. Zgniatały kości. Paliły dusze. Mało tego, zagrali jeszcze wałki z Celtic Frosta i jeden z Hellhammera, co uniosło mój mózg i moje uszy w kosmos. Usłyszeć te kawałki na żywo to jak wygrać batalie z nazistami. Jedyne i niepowtarzalne.
[setlista: Crucifixus, Procreation [Of the Wicked], Goetia, Visions of Mortality, Tree of Suffocating Souls, Circle of the Tyrants, Altar of Deceit, The Usurper, Messiah, The Prolonging, Winter]

   Ciężkość w Triptykonie to podstawa. Piękne dźwięki. W skali Szeolu, inaczej sie tego nie da wytłumaczyć.

   Ale jednym chujowym mankametem było to, ŻE ZABRAKŁO MERCHU TRIPTYKONA, kurwełe. :C Nic to, może na BA sobie odbiję. Byłoby miło.

   Na powrotnego Polskiego Busa wróciliśmy elegancko bambajem, podróż powrotną do Łodzi przespaliśmy, by później z półgodzinnym opóźnieniem przyjechać do Pojebanic, w których to panował tajfun i rozpierdol, a prąd wysiadł z pięć bitych razy, gdyśmy jechali tramwajem.

   Dla mnie osobiście to był konert jednej kapeli, jaką był Triptykon. Jedni przyszli na MasseMorda, inni na Bolzera, jeśli im się podobało, to dobrze. Przynajmniej w ich mniemaniu nie nasrali na własne pieniąchy. Ja na swoje też nie nasrałam, ba, nie żałuję ani jednego grosza wyłożonego na koncert [nie to, żebym wydała kij wie ile, skromnie podeszliśmy do sprawy]. Szkoda mi było tego, że w Krakowie wylądowaliśmy po zmroku, marzyło mi się zobaczenia grodu Kraka skąpanego w śniegu, ale cóż, kto by pomyślał, że bedzie taka przykra zima?

   W pamięci na zawsze pozostanie mi uśmiech Warriora i wytknięcie mnie paluchem, było miło. :D

   Więcej takich mistrzostw świata koncertowych w metalu by się przydało. Jest dobrze, Triptykon ponownie na Brutalu, radujmy się.

 

 

 

Przykrą wiadomością uraczył mnie Robert w klubie, twierdząc, że Deicide skrewiło niemiłosiernie. Szkoda. Z drugiej strony sukces, nie pojechałam, nie zawiodłam się. Ech, źle się dzieje...

Informacje o belialssemen


Inni zdjęcia: Kos chasienkaZACIEKI mnrw26th of May 2025 quenRysio milionvoicesinmysoul2025.05.30 photographymagic:) dorcia2700Mówiąca ławeczka. ezekh114:) damianmafiaTosia rezzouKastro-Greckie klimaty slaw300