photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 SIERPNIA 2014

 "Idziemy na wódkę!"

 

 

 

Czwartek 06.08.2014

   Dzień przywitał nas kacem i pełną hedonizmu radością. Po podwójnej dawce Ibum Forte (z dnia na dzień zwiekszała się...), śniadaniu i prysznicu, zwlekliśmy się na teren festiwalu. Po obejrzeniu fragmentu koncertu Pentagram Chile, ukryliśmy się w Octagonie - najlepszej inicjatywie festiwalowej ever! Spedziliśmy miło czas na pogawędce ze Sjelem, Agnieszką i Oddem.

   Na ekranie telewizora zaczęła drzeć japę jakaś idiotka, z zespołu - uwaga - IWRESTLEDABEARONCE (ktoś nawet kupił ich koszulkę, a jeszcze ktos bartdziej kaleki umysłowo zaliczył ich koncert do jednego z najlepszych. Świat upada!). Wespół z Oddem wyraziliśmy swe pełne pogardy opinie i ruszyliśmy na Church of Misery. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale cóż... Po nich występował Onslaught. Był słodki Circle Pit i old schoolowa młócka, fala tradycyjnie zaliczona. Po zajebistym koncercie wokalista wybiegł do nas wszystkich w fosę i zaczął strzelać z nami samojebki, jak widać na załączonym zdjęciu. Zabawa była przednia, polecam!

   O 16.00 grał Manegarm. Dobry vikingowy klimat, tylko niestety, musiałam rozkręcać imprezę, nikt nie był skłonny do jakiegolwiek niszczenia. Ale udało mi się, ha! Oby Bogowie wpisali mi tą skromna zasługę na listę i nagrodzili, gdy stanę we wrotach Valhalli!

   Miałam plan, by pójść na Inquisition, jednakże zostałam (oczywiście) wyciągnięta na wódkę przez mistrzowska ekipę i w pełni usatysfakcjonowani, dotarliśmy na końcówkę Crowbara. A po nich... OBITUARY KURWA MAĆ! To był dopiero gig, nie jakieś pierdolejro! Bałam się o własne życie pod sceną, standardowo popłynęłam na fali i bardzo ciekawa rzecz - ta banda krwiożerczych bestii rozerwała mi łańcuch od portfela, który pozostał radośnie w kieszeni. Nie wiem, jak to się stało, że rozczłonkowali mi łańcuch, jednakże miałam sporą dozę szczęścia, że nie zgubiłam pieniąchów. Darkowi nieomal zmiażdżyli głowę i nadszarpnęli kondycję okularów. Koncert druzgocący czaszki!

   Na Suffocation nie dotarliśmy, a szkoda...

   SLAYER KURWA MAĆ, NAPIERDALAĆ! Rzygnęli w nas, na dobry wieczór, Hell Awaits. Pod sceną toczyła się nieustanna walka o życie i przetrwanie! Slayer nie pierdolił się w lubrykanty, chłostał nas jak występne murwy klasztorne! Slayer zawsze jest przeżyciem, zwłaszcza drugi raz w roku. <: A tak poza tym wygrałam egzystencję - byłam na fali na Aniele. :D

   Po Slayerze został krwiożerczy szał, który zużyłam bardzo... twórczo. Mariusz wciągnął nas na krzywy ryj na górkę i tam rozpoczęło się misterium płakania z Children of Bodom. Odstawiliśmy taki taniec zwycięstwa, że samo ujrzenie tej sztuki było uzdrawiające na sercu i duchu. Mały trolling ich fanów nikomu nie zaszkodził, zważywszy, na ich wściekle miny - było warto. :D

   Dzień zakończyłam, osobiście, na Gehennie z Norwegii. Znajomi Odda, nie było źle. Jedynym mankamentem była jakaś kretynka, która trzepała się pod sceną, a którą tak bardzo chciałam sprowadzic do parteru... Sjel zresztą też. Jeśli o mnie chodzi, koncerty tego typu nie są od robienia młyna pod sceną. Ot co. Black metal rządzi sie własnymi prawami, dziękuję, dobranoc.

Informacje o belialssemen


Inni zdjęcia: 99% z 1 kronikakrukastop toujourspurEdge of Excess tasteofinnocence1490 akcentova323 przezylemsmierc;) patkigdJa patkigd;) patkigd:* patkigdJa patkigd