Wydarzenia ostatnich dni wprawiły mnie w znakomity nastrój. Praktycznie uśmiech nie schodzi mi z twarzy. W pracy wszyscy podejrzanie na mnie spoglądają. Oczywiście jest jedna osoba, która nie mogła wytrzymać mojej tajemniczości. Ania, moja najlepsza koleżanka, kiedy miałyśmy przerwę na śniadanie, podeszła i zaczęła wypytywać się co się dzieje.
-Ty Domi, co jest? - zapytała Ania
-A co się miało stać. Mam dobry humor i tyle.
-Tak jasne. Przecież znam już cię trochę czasu i widzę, że coś się stało. Jaki on jest?
-Kto?
-Już nie udawaj. Kobieto na kilometr widać, że się zakochałaś. Mów co to za jeden, bo mnie ciekawość zżera.
-Oj Ania, Ania. Co ja mam ci powiedzieć? - zawiesiłam głos i dodałam - Miałaś okazję już go poznać. To Batchelor, ten żużlowiec. Sama nie wiem jak to się stało, że jesteśmy razem. Jedynym minusem jest to, że on często wyjeżdża.
-Wiedziałam, że to nie będzie zwykła znajomość. Wydaje mi się, że pasujecie do siebie. Najważniejsze, że jesteś szczęśliwa, a wszystko inne nie ma znaczenia. Dacie radę.
-Mam nadzieję, bo Troy to fantastyczny facet. Jak sobie przypomnę ten nasz początek znajomości, to chce mi się śmiać.
-Było zabawnie. No kochana koniec ploteczek, bo kończy nam się przerwa. Czas zabierać się do pracy.
Reszta dnia minęła mi bardzo szybko. Świadomość tego, że jutro pierwszy sparing sprawiała, że praca była jeszcze przyjemniejsza. Oczywiście Troy przyjedzie już dzisiaj i ponownie będzie u mnie nocować. Postanowiłam więc, że zrobię nam jakąś dobrą kolację. W drodze do domu wstąpiłam na małe zakupy i kupiłam wszystko co mi jest potrzebne. W mieszkaniu szybko zabrałam się do pracy. Batch przyjedzie o 19, więc mam tylko dwie godziny. Przy ulubionej muzyce gotowanie szło mi bardzo szybko i sprawnie. Kiedy wszystko było gotowe usłyszałam dzwonek do drzwi. Z uśmiechem skierowałam się je otworzyć.
-Punkt dla ciebie za punktualność.- odparłam widząc Australijczyka
-Cześć Domi. Proszę to dla ciebie.- chłopak uśmiechnął się i wręczył mi różę
-Jest piękna. Zapraszam do środka. Kolacja już na stole, więc myj ręce i możemy siadać.
-Mmm jakie zapachy.- powiedział Troy wchodząc do kuchni
-Liczę, że będzie ci spakowało.- odpowiedziałam i dałam mu buziaka w policzek - Jak minęła podróż do Polski?
-A dziękuję bardzo dobrze. Wiesz jak wiem, że jadę do ciebie to wszystko staje sie piękniejsze.
-hahaha miło mi to słyszeć. Nie mogę się doczekać jutrzejszego sparingu. Wreszcie porządne emocje.
-Ja też nie mogę się doczekać. Wiesz to pierwszy pojedynek z moją byłą drużyną więc się trochę denerwuję. No, ale ty będziesz mi kibicować, to będzie mi łatwiej.
-Skąd ta pewność, że będę ci kibicować? Panie Batchelor jest pan zbyt pewny siebie. -odpowiedziałam kończąc zmywanie naczyń
-Tak? No to ciekawe co teraz powiesz.
Troy niebezpiecznie zbliżył się do mnie z cwaniackim uśmiechem. Zanim się zorientowałam przerzucił mnie przez swoje ramię i skierował sie do salonu. Najgorsze jednak miało dopiero miało nadejść. Australijczyk bez uprzedzenia zaczął mnie łaskotać. Po kilku minutach nie miałam już siły i z ledwością łapałam oddech. Dopiero kiedy wysapałam, że przepraszam za moje słowa, chłopak odpuścił. Kierując się do łazienki rzuciłam mu, że się odegram. Batch skwitował to tylko stwierdzeniem, że pożyjemy zobaczymy i zaczął oglądać coś w telewizji.
Rano wstałam jako pierwsza. Zrobiłam kanapki na śniadanie i poszłam obudzić mojego śpiocha. Pozycja w jakiej spał strasznie mnie rozbawiła. Podeszłam cicho do łóżka i zaczęłam delikatnie dmuchać mu do ucha. On tylko wymamrotał coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok. Pomyślałam sobie, że czas na moją zemstę. Poszłam po moją kosmetyczkę i pierwszymi lepszymi kosmetykami pomalowałam Troy'a. Makijaż był perfekcyjny, więc musiałam to uwiecznić robiąc zdjęcie, które wyląduje w internecie. Kiedy się odegrałam żużlowiec się obudził.
-O jak miło widzieć tak piękną osobę zaraz po przebudzeniu.-odezwał się
-No mi też miło cię widzieć. Od pół godziny staram się ciebie dobudzić.
-Już wstałem i jestem bardzo głodny.
-Tak myślałam, więc w kuchni czekają na ciebie kanapki.
-To lecę na szybko do łazienki i za chwilę jestem w kuchni.
-Spoko, spoko.-odparłam ledwo powstrzymując śmiech
-Domi co to jest?-usłyszałam krzyki z łazienki
-Nie podoba ci się? Kolory idealnie do ciebie pasują.
Mina Troy'a była bezcenna. Troszkę się na mnie obraził i do momentu wyjazdu na stadion nie odezwał się do mnie ani słowem. Dopiero na miejscu mu trochę przeszło. Ucieszyłam się, że mogę poznać zawodników z Leszna. Na prawdę mili z nich goście.
-Ej Troy, a gdzie twój makijaż? Jakieś nowe trendy?-odezwał się starszy z braci Pawlickich
-A ty skąd o tym wiesz?-dopytywał Troy
-Hmm chyba wszyscy już wiedzą. Z resztą sam zobacz.-mówiąc Przemek pokazał Batchowi swój telefon
-Domi ja cię zabiję. Jak mogłaś?
-Oj mówiłam, że się zemszczę. Nienawidzę jak ktoś mnie łaskocze. Sam się o to prosiłeś.
-Już cię lubię Dominika. Zdrowo dokopałaś naszemu zarozumiałemu Kangurowi.
-Dzięki Przemek, starałam się. - uśmiechnęłam się i zwróciłam się do Troy'a - A ty kochanie nie bądź na mnie zły. To tylko niewinne żarty.
-Bardzo niewinne. Będziesz musiała mnie przeprosić za to.
-Nie ma sprawy.-odparłam i dałam mu buziaka- A teraz zmykaj, bo trener was woła.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze pod notkami. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Bardzo proszę wszystkich czytających o zostawienie po sobie chociaż najmniejszego śladu, w postaci choćby krótkiego komentarza.