-Pańska godność? - zapytał policjant, patrząc na mnie tymi swoimi małymi i przebiegłymi oczkami, w których malowała się wręcz duma. Zawsze bawiły mnie takie osoby, które myślały, że są kimś ważnym tylko dlatego, że każdego ranka wkładają na siebie mundur i ryzykują życiem, jeżdżąc w radiowozach, wypisując mandaty palaczom i zabierając miejscowych żuli na izbę wytrzeźwień. Praca w policji mogła być ciekawa. Przeczytałem zbyt dużo kryminałów, a moja wyobraźnia kulała się wokół zawiłych morderstw i rozwiązywania zagadek. Czasami nawet marzyłem o takim życiu, nutce adrenaliny narastającej kiedy trzymałbym pistolet w dłoniach, goniąc jakiegoś zbrodniarza i tej tajemnicy unoszącej się nad ciałem, które ma za zadanie przekazać coś detektywowi od mordercy. Tak, taka strona policji bardzo mnie intrygowała, w przeciwieństwie do pracy podrzędnego policjanta, siedzącego na wiejskim komisariacie. Niestety ja znalazłem się po zupełnie innej stronie. Tej złej.
-Pańska godność!- powtórzył policjant z wąsem, tym razem jednak w formie rozkazu, z wyraźną nutą gniewu w głosie. Zawsze zastanawiało mnie to, dlaczego nazwisko i imię nazywane są przez ludzi godnością. W końcu nie dla każdego jego nazwisko, które otrzymał po ojcu, którego nie mógł sobie wybrać było godnością, a na pewno nie dumą. Ot co zwykła nazwa człowieka, aby można było go zidentyfikować. Niestety nosząc niektóre nazwiska można było okryć się hańbą, mimo, że z ową hańbą nie miało się nic wspólnego. W niektórych przypadkach jednak to człowiek okrywał wstydem nazwisko swojej rodziny. Tak i też było w moim przypadku. Zawsze bywałem tym złym, rozwścieczonym bachorem, który mieszał każdego dnia w życiu każdego krewnego, mieszkającego pod tym samym dachem. Najgorsze jednak było to, że ja widziałem siebie jako zwykłego dzieciaka, który chciał poznać jedynie świat i nieraz zbił podczas zabawy z bratem ukochany wazon matki, który miał wartość sentymentalną i należał niegdyś do prababki. Z czasem jednak zrozumiałem, że wazon zbiłem z diabelskim uśmiechem na ustach, złem w oczach i satysfakcją ze smutku matki. Co więcej rozczarowałem ją, a to dało mi pełną rozkosz i kontrolę nad wszystkim. Lubiłem tworzyć swój własny świat, kreować siebie i manipulować ludźmi. Byłem istnym szatanem w ludzkiej skórze, który swoim wzrokiem powalał każdego na kolana. Niestety nie był to urok osobisty, zwalający z nóg, a zło, które promieniowało ode mnie na każdą stronę.
Chciałem, aby tak było. Chciałem być zły, bo tak właśnie było łatwiej wstać każdego ranka. Każdy widział od dwudziestu paru lat tę samą, gotową do boju twarz. Nikt jednak nie wiedział, że poranki były trudne. Trudno było wypić kawę i wziąć prysznic po nieprzespanej nocy, spędzonej na balkonie z butelką wina. Trudno było się ubrać i wyjść do szkoły, pracy czy na uczelnię z biegiem czasu po tym jak rozmawiałem z księżycem o papierosach i potworach jakie kryły się gdzieś w szafie. Trudno było te wszystkie demony, z którymi walczyłem każdej nocy zostawić w owej szafie, by z uśmiechem wyjść na miasto i stać się jednym z tych samych demonów, które kryły się za dnia w mojej garderobie. Uprzykrzałem innym życie, ponieważ czułem się wtedy silny. Dopiero teraz, tutaj, w tym oto miejscu, przesiąkniętym zimnem marmuru i zapachem cytrynowego płynu do mycia posadzki, zrozumiałem, że nie jestem zły, że nie mam żadnego problemu, a jednak mimo to jestem słaby. Dlaczego słaby? Większość ludzi uważa za sztukę to ile siły wkładałem każdego dnia, by być tym samym wesołym chłopaczkiem, który jest ambitny i osiąga sukces jeden za drugim. Jednak to jest właśnie słabość. Udawanie przed samym sobą. Bałem się pokazać swoją prawdziwą twarz, tę która ma problem z spaniem, uwielbia kawę i poezję. Nie mam żadnego problemu, prócz tego jednego. Wstydu.
-A więc?- odezwał się ponownie policjant, który wciąż czekał na moją odpowiedź, kiedy ja błądziłem myślami po swoim dawnym pokoju, mieszkaniu i życiu.
-Jestem sobą.- odpowiedziałem dumnie po chwili, bez zastanowienia. Przygryzłem dolną wargę i zacisnąłem pięść. Znowu zrobiłem głupstwo. Choć właśnie to głupstwo zapoczątkowało ogromne zmiany w moim życiu. Zauważyłem niezadowolenie malujące się na twarzy posterunkowego. Na szczęście odetchnął jedynie i poprosił o dokumenty. Tak naprawdę nieważne jak się nazywam. Dla Was będę tylko kolejnym fikcyjnym bohaterem, którego historia pręży się na kolejnych, białych kartkach.