Taka rozmowa na ucho :)
Dziś znowu przedpołudnie na oddziale. Typowe zajęcia w nietypowej odsłonie, bo nieco innym sprzętem. Budżet szpitala tak mocno. Chociaż od rana było co robić, ciągle coś, to chyba dziś przeważyła ta emocjonalna strona. To smutne, gdy wiesz, że cokolwiek zrobisz lub powiesz, nie jesteś w stanie komuś pomóc. Najgorzej usłyszeć w trakcie jakiegoś prostego zabiegu wyrwane zdesperowane słowa "Już nie daję rady". I serce pęka, bo co ja mogę odpowiedzieć? Oklepane "będzie dobrze"? Czasem wiadomo przecież, że nie będzie. Tak narzekamy na swój wygląd, a tu ludzie nie mają obydwu nóg, rękami też nie za bardzo sobie radzą i skazani są na życie w łóżku i opiekę innych. Już w szpitalu robią się odleżyny, a co będzie potem? Lepiej? Nie sądzę.
Najbardziej wzruszyła mnie pewna pani, która dogoniła męża wprowadzanego już wózkiem na blok operacyjny, pociągnęła wózek z powrotem i czule pocałowała ukochanego. Dawno nie widziałam takiej troski i miłości. Oboje są już w kwiecie wieku, a nawet ślepy zauważyłby to uczucie. Coś pięknego. Żałowałam tylko, że nie mogłam udzielić pani informacji, o jakie pytała, gdyż po prostu nie mam odpowiedniej wiedzy, co jak i przez kogo będzie robione. A potem zostałam na bloku na tej amputacji stopy. Szczerze mówiąc, średnio mi się to chciało oglądać. Gdy rozważałam pójście na lekarski, to właśnie m.in amputacje mnie odpychały. No ale choć myślałam, że będzie to wyglądać drastyczniej, to jednak tak czy siak to niezwykle nieprzyjemne widoki. Do przeżycia, ale nie chciałabym mieć z tym w życiu częstej styczności.
Jeden pacjent, jakiś profesor, powiedział mi dziś bardzo miły komplement odnoszący się do mnie jako przyszłego lekarza. Mianowicie, że mam takie pogodne spojrzenie i bardzo przyjazne, wrażliwe podejście do pacjenta. I że jeśli zdołam to utrzymać, to pewnie będę świetnym lekarzem. Miło coś takiego usłyszeć. Trzeba "tylko" przetrwać trudy studiów i nie dać sie zwariować.
Jeszcze 4 razy :x