Nie, to nie będzie kolejny zwykły wpis. Ten jest, powiedzmy, pożegnalny.
Doszłam do wniosku, że jak mam się tu specjalnie ograniczać i pisać wybiórczo, by ktoś się przypadkiem nie obraził, rezygnuję zupełnie. Ten blog był częścią mnie i naprawdę lubiłam tu sobie pisać. Problem leży w tym, że dzięki pewnym jednostkom światka jeździeckiego ów blog okazał się przynosić więcej strat niż korzyści.
W jeździeckim środowisku panuje powszechne przewrażliwienie na "co powiedzą inni", a mimo łączącej nas pasji brakuje prawdziwego zjednoczenia. Zamiast tego jest wprost rywalizacja - czyje konie mają lepiej, czyje są zdolniejsze, piękniejsze, czyj sprzęt bardziej prestiżowy, kto lepiej jeździ. Niestety, trzeba też przyznać, że fałszywe uprzejmości i powszechne tzw obrabianie dupy jest na porządku dziennym. No i nie ma to, jak zamiast sobie pomagać, rzucać sobie kłody pod nogi. A ten blog z całą zawartością szybko stał się bronią wymierzoną we mnie samą. Czy to jest kur... naprawdę takie ważne, gdzie sobie jeżdżę, na jakich koniach, na jakim poziomie, jak subiektywnie sobie oceniam sytuacje przytrafiąjące mi się w ciągu danego dnia? Niby takie ot, błahe informacje, notatki pełne ekspresyjnych opisów jazd i refleksyjnych pierdół + trochę mniej lub bardziej kompromitujących jeździecko zdjęć. Niby frajda mieć takiego bloga, a tak naprawdę - w czasach takiej zawiści w kręgu jeździeckim - to istny strzał w kolano.
Z jednej strony jest mi przykro. Ale z drugiej strony, zawirowania związane z tym internetowym gówienkiem w pewien sposób pomogły mi zweryfikować grono końskich znajomych. W zasadzie ciężko powiedzieć, bym kogoś z nich oceniała źle w całości. Po prostu pewnych zachowań lub postaw nie jestem w stanie tolerować i tyle. A to, ile i że w ogóle dali mi jeździć na swoich koniach, kiedy byli moją jedyną nadzieją na kontynuowanie pasji, zawsze będę pamiętać i doceniać. Nawet kiedy wiem, że oni zapomnieli zupełnie o mojej pracy na rzecz tych jazd i włożonym w to sercu. Różnie w życiu bywa. Nie chowam urazy, mimo, że przyklejono mi łatkę psujki koni. Powiedzmy, że wszelkie moralne wyrównania pozostawiam niebu. A jak ktoś mnie chce naprawdę poznać, nie będzie wierzył jakimś plotkom, zwłaszcza krążącym w tym zakłamanym i zawistnym gronie.
No i w zasadzie to tyle. Na "pocieszenie" wszystkim, którzy próbowali wyłuskać stąd jakieś obciążające mnie info, obwieszczam, że ten blog i tak jest kroplą w morzu, w porównaniu z wielotomowym już jeździeckim pamiętnikiem, gdzie jadę równo bez cenzury po kim i po czym mi się tylko podoba. I właśnie tam jestem w zupełności sobą. Już nie tu. Bo nie istnieje już Ania - barwiszonek. Koniec przygody z opisywaniem życia w internecie.
Może kiedyś tu wrócę, ale nie widzę takiej potrzeby.
https://www.youtube.com/watch?v=lRbam73NdiU Zostawiam was z "Forgotten souls". Have we really strayed this far from love?
Wszystkim przyjaciołom tego bloga życzę, by nikt Wam nie psuł radości i satysfakcji z realizowania siebie w jeździectwie. I "keep your eyes open", bo jak komuś żyje się za dobrze, zawsze innemu ktosiowi coś się nie podoba. A tym właśnie zawistnym ktosiom mogę doradzić tylko poluzowanie bielizny :)
Trzymajcie się :)
KONIEC.
Inni użytkownicy: zlowrogoszumiawierzbypicaseorocksankanewem0523jajo40235halina05tolek73trebron19adezianmkmsmfm
Inni zdjęcia: ... maxima24Obejścia restauracji paulsa34Obejścia restauracji paulsa34Jakaś twierdza /?/ ezekh114Koleżanki aceg... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Wielbiciel kwiatów.... halinam