Pan Debiś w swojej najaktualniejszej formie :) <3
Jak ktoś wciąż twierdzi, że to "zimniuch", "ziemniak", "grubas" to polecam zgłosić się do okulisty :D Koniś już dawno zrzucił zbędny zimowy tłuszczyk, a teraz ślicznie się rozmięśnia. Moim zdaniem i tak ma już rewelacyjną ujeżdżeniową figurkę, adekwatną do rodzaju pracy, jaką się zajmujemy.
Wczoraj aż nie miałam sił opisać dnia. Choć w sumie za wiele informacji nie mogę napisać, ze względu na tajemnicę lekarską. Ale chyba nic nie stoi na przeszkodzie, by wspomnieć, że całą zmianę biegałam nie tylko po oddziale ale po całym szpitalu, a nasze praktykanckie obowiązki, poza mierzeniem ciśnienia połowie oddziału, objęły także karmienie chorych, wożenie na zabiegi, sprawdzanie, co sie dzieje po usłyszeniu brzęczyka z sali i wiele innych najróżniejszych zajęć. Z koleżanką zostałyśmy po godzinach na koronarografii. Niezwykłe, jak operując cieniutkim cewnikiem przy nadgarstku można precyzyjnie wprowadzić końcówkę w odpowiednią tętnicę wieńcową w sercu, chociażby najdrobniejszą. I przyszło nam oglądać aplikowanie balonika do jednej z tętnic, ale nie doczekałyśmy końca zabiegu, bo trwał kilka dobrych godzin.
Wczoraj po szpitalu pokonywałam swoją awersję do kucykowych oklepów. Pojeździłam na łące na kucu Mareczku. Z początku nie było najkolorowiej, bo nie przywykłam do takiego rodzaju jazdy i do tak skromnych gabarytów pod sobą, ale z czasem się przyzwyczaiłam no i sobie normalnie jeździliśmy, stępem, kłusem i galopem. Szczególnie galop na oklep coś takiego w sobie ma, że jakoś stosunkowo łatwo utrzymać równowagę, przynajmniej ja tak jakoś mam. Z tego co pamiętam z tej nieszczęśliwie zakończonej jazdy na Kinaju, galopowało mi się idealnie, chociaż wtedy galopciłam na oklep pierwszy raz samodzielnie.
No, a teraz czas na dzisiaj. W szpitalu było jeszcze intensywniej niż w poprzednie dni. Od samego rana coś było do roboty + doszły nowe zajęcia, z mierzeniem cukru i podłączaniem kroplówek włącznie. I dzisiaj oglądałam zdecydowanie najbardziej wstrząsające i najobrzydliwsze rzeczy w swoim 20-letnim życiu. Opatrywanie kończyn po amputacji to jeszcze nic. Odleżyny i inne okrutnie nieprzyjemne zmiany po prostu wygrały. I w sumie jestem pełna podziwu dzisiaj, że nie zwymiotowałam, nie zemdlałam ani nic z tych rzeczy.
Przynajmniej wiem po tych praktykach, że zawód lekarza i pielęgniarki to zdecydowanie nie dla mnie. Nie tyle, że nie mogę na pewne rzeczy patrzeć. To da się znieść. Ja po prostu nie chcę. Nie chcę mieć do czynienia z takimi widokami, z takimi zapuszczonymi ranami z robakami, z takim cierpieniem. Jama ustna z ząbkami zdecydowanie mi wystarczy. I faktycznie było dobrą decyzją, że jak mieć jakieś ściślejsze powiązanie z medycyną, to przez stomatologię, nie te czysto szpitalne profesje.
Tylko przeżyć jakoś ten szpitalny horror i do gabinetu stomatologicznego. Tam chociaż będę się uczyła dokładnie tego, co mi się faktycznie w życiu przyda.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24