Znów moje sierotki, tym razem w komplecie :)
Przez niekompetencję pracowników szpitala, którzy mnie w lutym przyjmowali na praktyki, mało co w ogóle bym nie mogła odbyć praktyk. Nie wyznaczyli mi żadnego oddziału, bo zimą jeszcze nikt nic nie wiedział o żadnych praktykach, a umed kazał nam wtedy na już. Wyszło, że prawie 30 osób miało wszystko ok, a ja jedna o włos minęłam się z nieprzyjęciem na praktyki. No ale ostatecznie dali mnie tam, gdzie było najmniej studentów. Czyli na... chirurgię.
Najpierw była jedna wielka biurokracja i latanie z papierami po całym kompleksie szpitalnym, o dziwo m.in. z osobami, które znam z gimnazjum i liceum, jakoś się tak złożyło. No i jestem z trójką przyszłych lekarzy na chirurgii. Trochę mnie to przeraża, bo zajęcia bardzo odpowiedzialne no i ryzykowne, zakłucia i te sprawy. No ale zobaczymy. Dziś była nauka mierzenia ciśnienia (jeden z najtrudniejszych skilli ever, uwierzcie mi), zwiedzanie szpitala i podawanie insuliny. A więcej powiedzieć nie mogę, bo obowiązuje nas wszystkich tajemnica lekarska.
No i się nie wywinę. Praca codziennie w dni robocze, ale całe szczęście do 13, więc konie jak najbardziej upchnie się po południu w grafik. Już jutro pan Debiś :)
A treningi z Chodakowską na wielki plus, coraz lepiej ;)