Jak już jesteśmy chwilowo znów przy kadrach, to taka zlepka. Pan Debiś w trzech chodach :)
Dziś miałam ostatni egzamin, z biologii medycznej. Zdany, na 4,5 :D Co prawda mieli doliczać zerówkowiczom punkty do piątek, ale chyba tego nie zrobili. Cóż, i tak jest dobrze :) Jeżeli tylko katastrofy faktycznie nie okazały się katastrofą (ocen wciaż nie wpisał, śmieszek jeden) to pierwszy rok na stomie właśnie szczęśliwie dobiegł końca :)
Ten pierwszy rok na studiach to czas przełomowy. Jako domator już od gimnazjum wypatrywałam ze strachem tego czasu, gdy przyjdzie mi opuścić rodzinne gniazdo. Łatwo nie było, sam początek był naprawdę ciężki psychicznie, ale jak do wszystkiego, tak i do tego życia studenta można się przyzwyczaić. Studia przyniosły mi same nowości. Zupełnie nowi ludzie, nowe miejsca, nowe zajęcia, natłok informacji do zapamiętania. Nie pomogło mi wcale to, że bardzo szybko okazałam się być outsiderem, nie-dzieckiem lekarzy i w dodatku z jakiegoś zapyziałego Piotrkowa. Już na starcie wiele osób się znało z poprzednich etapów edukacji. No ale jakoś udało mi się zaklimatyzować społecznie, choć nie ukrywam, że nie z wszystkimi złapałam dobry kontakt.
Ważne jednak, że są osoby, z którymi trzymamy się razem. Ważne, że udało mi się przy współdziałaniu szczęścia i ciężkiej pracy przebrnąć przez wszystkie koła, zaliczenia, odpowiedzi, prezentacje, wejściówki i egzaminy. I ważne, że choć wszyscy wokół się mądrzyli i straszyli, wcale nie musiałam rezygnować z jeździectwa, a wręcz rozwijam skrzydła. Ten rok był o tyle ciężki, że po prostu miałam jeszcze zmartwienia związane z przygodami z wordem, z przemęczeniem i siadającym zdrowiem, zarwanymi nocami, tęsknotą za domem i ograniczonym czasem dla swoich przyjemności i pasji. Ale był to też sprawdzian dla moich wcześniejszych znajomych. Z wieloma osobami kontakt mi się urwał. Liceum, konie. Kiedy już nie masz tyle czasu, bo kujesz tak, że ledwie masz chwilę, by żyć, okazuje się, że nie ma ludzi niezastąpionych. A jednocześnie ci, którzy są obok, klepią po główce i cacy Ania, bo fajnie będzie mieć lekarza w rodzinie, za darmo zęby zrobi. Tiaa. I zabawne, że od kiedy mam być panią doktor, nagle tyle osób zechciało mnie poznać.
Najważniejsze, że ten kryzysowy czas już minął i jakoś mimo prywatnych i studenckich trudności udało mi się w pięknym stylu przejść przez ten pierwszy rok. Będzie średnia ponad 4,5. Nie ukrywam, że wyczuwam w tym ingerencję z góry i wierzę, że nic, co mi się przytrafiło w tym ostatnim pokręconym czasie, nie stało się przypadkiem. Pozostaje teraz wreszcie odpocząć i mieć nadzieję, że kolejne lata już nie będą takie złe. Przynajmniej już nie zbombarduje mnie tyle przełomowych nowości.
Za tydzień zaczynam praktyki, ale przynajmniej nie będzie trzeba się kuć po nocach. Choć lipiec będzie pewnie zawalony przez te praktyki (te 6 godzin może się układać akurat w strategicznej porze dnia) to mam nadzieję nadrobić w te wakacje moje jeździeckie zaległości i poodwiedzać tych, z którymi już długo się nie wiedzieliśmy. No i jeździć, jeździć, jeździć :)
Witaj, zasłużony odpoczynku! <3