Zdaję sobie sprawę, że zapewne część osób, które mają mnie w obserwowanych, zagląda tu tylko ze względu na rysunki. Dawno nic nie pokazywałam, więc teraz, głównie z myślą o nich, dzielę się takim czymś, co wykonałam w ramach ćwiczenia dla samej siebie.
Nienawidzę przyzwyczajania się do pustki. Nienawidzę pierwszego etapu po zetknięciu ze śmiercią, tego sennego balansowania pomiędzy prawdą a kłamstwem, między przeszłością a tu i teraz. Jestem tu. Jestem teraz. Nic innego się nie liczy.
Na nodze czuję miękkość sierści psa, który opiera się o mnie. Słyszę szum układu chłodzącego oświetlenie. Jest noc, jest ciemno. Na zewnątrz hula wiatr, gdybym otworzyła drzwi na pewno wpadłby do środka.
Jestem tu, teraz. Żyję i nic innego się nie liczy.
A jednak w tej układance brakuje jednego elementu. Wiem, że go nie ma, ale co chwilę muszę to sobie powtarzać, tak, jakbym z pierwszego etapu miała od razu przejść do piątego. Próbuję zburzyć stare nawyki. Nie nasłuchiwać. Nie patrzeć w ciemność nocy, czekając, aż on przyjdzie.
Bo nie przyjdzie. Już nigdy.
Nigdy stanie się już na zawsze elementem "tu i teraz". Zrozumienie tego i zaakceptowanie jest strasznie trudne.
Wczoraj Timon siedział pod drzwiami i czekał, jak co wieczór, aż odwiedzi go jego kolega. Siedział i miauczał, jakby to mogło kogokolwiek obudzić z martwych. Dziś już śpi i tylko czasami zastrzyże uchem. Może zrozumiał...
Ciekawe kiedy ja to zrozumiem w pełni.
Tu i teraz. Liczy się tu i teraz.
8 MARCA 2017
15 LUTEGO 2017
30 MAJA 2016
5 KWIETNIA 2016
19 MARCA 2016
14 LUTEGO 2016
10 LUTEGO 2016
7 LUTEGO 2016
Wszystkie wpisy