Powędrował na miękkich łapkach w świat wiecznej ciszy.
Niby jestem dorosła, niby rozumiem ideę śmierci i jej nieodwracalności, niby potrafię powstrzymać łzy, skupić się na tym, co jest TU i TERAZ... niby. To wszystko na niby.
To takie niesprawiedliwe, że tak szybko trzeba było się z nim pożegnać. Jeszcze wczoraj śmiałam się i cieszyłam, że tak dobrze się u nas chowa. Podziwiałam jego futerko, tak puszyste przed zimą, że to aż trudne do wyobrażenia.
Bum.
I już go nie ma.
A ja, jak to pięcioletnie dziecko, które jeszcze nie wie, czym tak naprawdę jest śmierć, nie wie, że tego procesu się nie da odwrócić, ciągle wypatruję, nasłuchuję, odwracam głowę i spoglądam pomiędzy drzewa w nadziei, że gdzieś mignie mi znajome, płomieniste futerko.
Czekam na pazurki drapiące w drzwi jak co wieczór, proszące o wpuszczenie go do środka, by mógł, jak król, rozłożyć się na miękkim dywanie i przenocować przy moim łóżku.
To są drobne rzeczy, detale codzienności. A i tak bolą.
Pozostały tylko zdjęcia, i te oczy, wciąż na nich żywe i przewiercające na wskroś...
8 MARCA 2017
15 LUTEGO 2017
30 MAJA 2016
5 KWIETNIA 2016
19 MARCA 2016
14 LUTEGO 2016
10 LUTEGO 2016
7 LUTEGO 2016
Wszystkie wpisy