http://www.youtube.com/watch?v=HMuNcQJu10w
Zrodził się w głowie pewien pomysł, całkiem spontaniczny. Z założenia miał być to fotoblog, że tylko zdjęcia, czyli nacisk na pierwszy człon nazwy. Ale Postanowiłem też coś od czasu do czasu napisać. I nie o tym co jadłem na śniadanie albo, że nie odrobiłem jeszcze majzy i w dodatku jutro jest kartkówka z bioli i przez to jest najgorzej (pozdro gimby). Tylko kilka przemyśleń, sytuacji jakieś wspominki, nie ma na to głębszego konceptu drogi czytelniku. Zatem nie złość się, że coś tu jest nieskładnie napisane albo nie trzyma się kupy, bo jest to pisane spontanicznie przez typa, który nigdy nie był dobry w tym sporcie (siemano). Ale zachciało mi się, piszę, taka faza.
Kilka zdań na temat przyjaźni, ziomeczków, braterstwa.
Mamy dość dużą ekipę, bez kitu ze 30 osób i to nie przypadkowych osób, dobra może kilka w moim odczuciu jest przypadkowych. Prawie z każdym z nich mógłbym zasiąść do flaszki i przegadać dosłownie pół nocy o WSZYSTKIM. O tym jak się wiedzie, jak bywa ciężko, o tym jak zdarza nam się upaść, jak podnieść się po upadku, o samochodzie, muzyce, filmie jakimś albo o tamtym typku z którego beka grana właśnie. Potrafimy razem śmiać się całą noc lub być poważni jeśli sytuacja tego wymaga. Jestem zżyty z tymi ludźmi dosyć mocno, spędzamy razem praktycznie każdy weekend, może nie tak dużą grupą, ale zawsze jakieś 10 osób się łapie ze sobą żeby podziałać jakieś figle (czasem nazywamy to patologią i chyba jest w tym trochę racji). Piona grana, wódka chlana łooo. Strasznie lubię tych moich ziomeczków i ziomalki bo piąteczek czy sobota spędzona z nimi potrafi być mega odmóżdżeniem po mega ciężkim tygodniu który zrobił z mózgu próchno (siema mes). Lubię posłuchać co u nich, dowiedzieć się że Kolega właśnie znalazł robotę, z czego ja też się cieszę bo widziałem jak już go ch** strzelał bez roboty. Dowiedzieć się że drugi właśnie spełnił swoje marzenie i dostał się na wymarzony kierunek studiów po tym jak kilka lat poprawiał maturę właśnie po to żeby tam być. Bez kitu, jestem dumny z tego że mam takich ludzi w ekipie, że tak silna wiara żyje w człowieku, że się nie poddaje i konsekwentnie idzie po swoje, to daje siłę, serio. Wiem, że mogę się poradzić kiedy mam jakiś problem, zapytać jak by postąpili na moim miejscu. I to działa zawsze w obie strony maluszku bo tak samo ja służę im radą jeśli jej potrzebują. Cieszę się z ich sukcesów, tak samo jak oni cieszą się z moich. Cieszymy się z nich razem ,z tych małych jak i tych dużych, a te zazwyczaj opijamy grubo, i tu w naszym przypadku rodzi się nasza wspólna patologia ale NIGDY żadnemu z nas nie dzieje się krzywda bo każdy w tej grupie szacunek do drugiego ma, wiadomo. A jeśli ciśniemy sobie to ZAWSZE na żarty. Człowieka spoza grupy patrzącego na to z boku może to przerażać ale my zawsze mamy świadomość że ROBIMY TO NA ŻARTY i znamy granicę, bo moja ekipa jest najlepsza, koniec kropka. Jesteśmy zwartą ale też i dość hermetyczną grupą i nie wbijesz się tu na przypał i przypadkiem też się nie załapiesz, nara. Mam tych swoich ludzi tak jak oni mają mnie, lubię ich max. A jeśli Ty robaczku nie masz nikogo takiego to Ci współczuję i dam Ci dobrą radę, weź wyjdź z domu i umów się z kimś, nawet z kolegą/koleżanką z dawnych lat wtedy jest możliwość że poznasz więcej znajomych i znajomych znajomych, a tak właśnie tworzą się grupy czy też ekipy. Nie twierdzę że posiadanie jakiejś ekipy jest wyznacznikiem fajności ale za to jest fajnym wyznacznikiem samego siebie, bo jak mówi stare indiańskie przysłowie: Jak jesteś łajzą to ziomków mieć nie będziesz (oklaski).
W tej mojej grupie ziomeczków jest trzech harpaganów, moich harpaganów. Baby nazwałyby to przyjaźnią (o babskiej przyjaźni nieco później) my tego tak nie nazywamy. My nazywamy to braterstwem bo każdy z tych trzech jest dla mnie jak brat i KOCHAM go jak brata. To już jest całkiem inna jazda jak ta opisana wyżej maluszku. Każdy z nich wie że za nim stoję cokolwiek by się nie działo i tak samo ja wiem że każdy z nich stoi za mną bez względu jak słabo wygląda sytuacja. To już działa na takiej zasadzie że nie trzeba wielu słów, wystarczy telefon albo wiadomość że jest słabo, czasem nawet wystarczy że na siebie spojrzymy (no homo) i już wiemy że trzeba umówić się na flachę, naje*** się razem brat, wygadaj się, choć przez chwile będzie prościej, dawaj. To ile razem wypiliśmy alkoholu ile czasu przegadaliśmy dając sobie jakieś dobre rady przez jakieś chore sprawy sercowe, problemy i rozterki każdego z nas zacementowało to co nas łączy bardzo mocno. Tak samo jak sytuacje które razem przeżyliśmy (pozdro łobuzy wiem że to czytacie i wiecie o co cho, nie?). Właśnie to zdefiniowało nasze relacje i fakt, że zawsze ale to ZAWSZE możemy na sobie polegać w każdej sytuacji. To jest oczywiste że czasem się nie zgadamy ze sobą że lecą noże i w ogóle nerwy max na siebie. Ale każdy z nas wie że jak drugi go złapie za ryj i powie parę ciepłych słów to ma do tego podstawy i ma do tego prawo bo taka jest niepisana zasada braterstwa (a jeśli takiej nie ma to właśnie ją stworzyłem, nara) A jak jesteś po alko i się rzucasz w takiej sytuacji to jak rano wytrzeźwiejesz to zrozumiesz i grzecznie przeprosisz bo tak to działa, przynajmniej u nas.
Byłem świadkiem całkiem innej fazy jeśli chodzi o dziewczyny (bo każda kobieta jest dziewczyną ale nie każda dziewczyna jest kobietą, ot taka moja wersja). Innej fazy a mianowicie takiej, że na tym jakże modnym w obecnych czasach Facebooku dwie dziewczyny tak podniośle nazywają się przyjaciółkami takimi ach! i och! I w tej swojej fejsoglorii pisze jedna drugiej jakie to one nie są wspaniałe razem że w ogóle friendsiki na zawsze, afisz max. Słodziutkie komentarze przy wspólnych zdjęciach ach! I och! (znowu, wiadomo). Na imprezach też przecież najlepsze są razem, wiadomo. Dlaczego napisałem że to całkiem inna faza? Myk polega na tym że później ta jedna z drugą GADAJĄ NA SIEBIE JAKIEŚ PIERDOŁY (i to nie są komplementy robaczku) JAK DRUGIEJ NIE MA W TOWARZYSTWIE (przyjaźń, co nie?) albo gdy przychodzi co do czego jedna wypina się na drugą w kwestii pomocy, jak napisałem, byłem świadkiem więc potwierdzone info. Nie twierdzę że nie istnieje prawdziwa kobieca przyjaźń bo bankowo istnieje ale KO BIE CA (a nie każda dziewczyna...patrz wyżej). Przyjaźń jaka nie istnieje to przyjaźń damsko-męska, ale to moim zdaniem i o tym kiedy indziej.
Drogi tych słów odbiorco, (jeśli dotarłeś/dotarłaś do tego momentu to jestem w szoku że dałeś radę przebrnąć przez te moje słówka i jaranko że to zrobiłeś/zrobiłaś) pamiętaj, że tylko Ty decydujesz o tym jakimi ludźmi się otaczasz i komu z nich pozwolisz być swoim przyjacielem, jednocześnie starając się o to żeby on pozwolił Ci na to samo. Ty decydujesz, więc zrób to mądrze a to zaowocuje, na bank. Możesz to nazwać wielce oklepanymi truizmami ale to moja pisanka i moja faza, a to co Ty z tym zrobisz to już Twoja spawa. Życzę Ci tego maluszku żebyś miał tak jak ja mam w tej kwestii, serio.