20 lat temu zmarł jeden z najwspanialszych artystów i muzyków tego świata.
Ci czarni to jednak bardziej utalentowani od nas - białasów. Był Hendrix, był Coltrane, był Miles Davis, cholera, nawet Michael Jackosn był z początku czarny...
Jaki byłby świat bez Milesa? Pewno mniej znośny... Wieczory bez takich płyt jak "Kind of Blue", czy "Tutu" to kompletna strata czasu...
A jaki byłby jazz bez Niego? Pewno dalej tkwilibyśmy w dupie. Nikt nie odważyłby się na takie rozwiązania, nikt nie zmieniłby tak oblicza czarnej muzyki jak on. Spójrzmy chociaż na wydany już po śmierci album "Doo Bop". Kto z WIELKICH JAZZMANÓW nagrałby płytę z raperami i rozpoczął to, co dziś nazywamy acid jazzem, a ja do śmierci będe nazywać właśnie doobopem. Kto zrobiłby z hitu Michaela Jacksona standard jazzowy? Kto postawiłby fundamenty pod jazz rock, kto wprowadziłby tyle imrpowizacji do jazzu, kto, kto, kto, KTO, KTO, KTO!? No nikt inny...
Dlatego Miles Davis nie umarł. Żyje ciągle, choćby teraz w moich głośnikach w głośnikach wszystkich fanów jazzu na całym świecie.
I chwała mu za to.
Dziękujemy
Inni użytkownicy: rafalpaczescocorabelll16l16zyxyxzemiliakowalski33lucas25mati1990balanonymous02221bobo21jankowiakpauli
Inni zdjęcia: ttt bluebird11Bolczów elmarDla mnie już czwartek patusiax395Zapraszam! thevengefuloneKolejna wylinka pamietnikpotworaKaruzela Arka Noego bluebird11Zegar kolejowy ? ezekh114Blu-tu. ezekh114Przygoda na greckiej Evii 4/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 2/4 activegames