Dawno mnie tu nie było.
Dużo się zmieniło.
np. to, że mam dziecko. Jagoda przedwczoraj skończyła pół roku.
Chcę jej dać wszystko, co najlepsze.
Chcę, aby była szczęśliwym dzieckiem.
Nie chcę wracać do pracy. Nie w ogóle, tylko do tej konkretnej pracy.
2 tygodnie po macierzyńskim skończy mi się umowa.
Najbardziej się boję, że mi ją przedłużą i dadzą mi tyle ile chce i że się zgodzę i zgniję w tej firmie na zawsze.
Chciałabym być programistą. Wbiłam sobie to do głowy. Ale nic nie robię w tym kierunku, tłumacząc się sama przed sobą, że przecież jest teraz licencjat do napisania, a przeciez i tak idzie mi źle, bo niektórzy się już dawno obronili, a ja wczoraj skończyłam pierwszy z trzech rozdziałów.
Wyciągnęłam nawet książki do matematyki wyżsżej, do programowania, do angielskiego z IT... I leżą.
Jedyne co zrobiłam, to przeczytałam trochę repretytorium do informatyki dla szkoły średniej i przypomniałam sobie Pascala.
Chcę, aby Jagoda od najmłodszych lat uczyła się programowania, żeby była dobra. Za każdym razem jak patrzę na to dziecko, jak uparcie przewraca się z pleców na brzuch, jak próbuje się podnieść, pełzać, zdobyć zabawkę, która leży dalej niż jej rączki mogą chwycić, widzę, że dzięki determinacji i uporowi można osiągnąć wszystko, co się tylko chce.
Jeśli chodzi o wagę, to w ciąży przytyłam 25-26kg i wchodząć na porodówkę ważyłam ok. 96-97kg. Zrzuciłam już więc w sumie te 27kg, bo teraz ważę 70. Poszłam do dietetyka i miałam dietę przez 2 msc, gdzie zrzuciłam 6kg. Nie jest to wynik marzeń. Tyle miało być, ale na miesiąć. Obecnie jem, ale mniej i częściej niż kiedyś, ale nie trzymam się jadłospisów. W sumie też dlatego, że dietetyczka układając mi drugi plan skutecznie zniechęciła mnie do siebie i do jej diety, więc idę do niej na początku sierpnia ostatni raz i się żegnamy, bo arogancji wobec klienta i głupich odzywek nie mam ochoty wysłuchiwać. W czerwcu kupiłam stepper, ale poćwiczyłam na nim 2 tygodnie i mi się odechciało. Teraz mam okres, ale mam nadzieję, że wrócę do niego.
Siedzenie w domu jest trochę męczące. Za tydzień minie rok od mojego ostatniego dnia w pracy. Chciałabym może otworzyć coś swojego, jesli nie pójdę na programistę, ale się boję. Z drugiej strony, nie wierzę, że w moim zakichanym 15-tysięcznym mieście znajdę firmę, która jest fair, z którą się można indentyfikować, wierzyć w jej działania i być jej częścią jednoczenie będąc sobą i będąc dumnym z siebie, że tam się pracuje. Myślę, że to utopia. Nie do osiągnięcia tutaj. Wszędzie są zawistni ludzie, którzy patrzą tylko, aby Ci wbić nóż w plecy z uśmiechem na ustach.
Trochę cierpię na samotność, ale gdyby nie było Jagody, to chyba byłoby ze mną jeszcze gorzej. Wczoraj była cały dzień z moją mamą, abym mogła pisać pracę i pod koniec dnia było mi bardzo źle. Nie mam z kim wyjść i porozmawiać. Jest tylko D. Tylko i aż, bo bez niego już dawno chyba bym była w wariatkowie. Ale on dużo pracuje i zdarza się, że wraca późnym wieczorem, a wtedy mamy tylko chwilę dla siebie. Brakuje mi kogoś, żeby móc porozmawiać, ale wszystkie "koleżanki" tylko się odzywają raz na kilka miesięcy, a jak chcesz się umówić na kawę, to wykręcają się błahostkami.
Chciałabym się w czymś pochłonąć, tak aby godziny uciekały mi tak szybko, żebym nawet tego nie zauważyła. Nie pomaga czytanie książek. Nudzą mnie po kilku stronach. Mam wrażenie, że czas przecieka mi przez palce, a ja nic nie robię. Donikąd nie idę. Stoję w miejscu. I to jest bardzo frustrujące uczucie.
Inni użytkownicy: olejtoxddderwa22protectyourauraelmariachi28921lordmagriffy93gandaharbulkazpasztetemkobekontakarolekrsgagi89plk
Inni zdjęcia: 127. atanaja patkigdja patkigdNiech Miłość Zawsze Zwycięża!!! mnilchasja patkigdja patkigdKlasztor Kamedułów bluebird11Ul schodowa felgebelZnak ogrodowy felgebelNapisy na scianie felgebel