Historia prosta i niełatwa zarazem. Otóż okazuje się, że nie wiemy kogo mijamy na chodniku co dnia. Kompletnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak życie bywa przewrotne i zaskakujące.
Znaliśmy się tylko z widzenia. Ze szkoły. On łobuz. Ja poukładana i perfekcyjna kujonka. Przechodząc obok siebie na ulicy nie mówiliśmy sobie nawet prostego "cześć". Wymienialiśmy tylko po jednym krótkim spojrzeniu, niby się nie znając. Ja- z natury pierwsza z facetem się nie przywitam. On tego także nie robił. Nie pamiętam sytuacji, w której kiedykolwiek byśmy ze sobą rozmawiali.
Mam 25 lat oraz kilka nieudanych związków, które kompletnie zamknęły mne w sobie. Relacji, po których powiedziałam sama sobie: "nie, nie chcesz nikogo więcej. Mieszkasz sama, utrzymujesz się sama, jesteś przecież zajebiście niezależna- po co Ci ktoś. Mądra, zaradna. Przecież nie pozwolisz na to, żeby skrzywdził Cię ktoś jeszcze." I tak robiłam te swoje remonty, przemeblowania, żeby co chwila coś zmieniać, upiększać i zabić wolny czas, którego tak na prawdę nie miałam i udowadniając sobie, że niepotrzebny mi mężczyzna do życia. Że wszystko zrobię sama. Pracowałam od rana do nocy, więc gdzie miałam jeszcze wcisnąć randki? Z resztą nie było z kim. Było mi dobrze. Przynajmniej stabilnie. Stąpałam twardo po ziemi, jakby marzenia nie istniały. A liczyła się tylko praca i zadowolenie ze świeżo położonej przez siebie tapety.
Dzień jak co dzień- praca, trochę pogawędek na fejsie ze znajomymi, ktorych nie widuję na co dzień, praca, dom, praca, praca, praca, jakaś książka, z którą zasypiałam zanim ją jeszcze otworzyłam. Ale w trakcie tego zwykłego dnia i rutynowych pogaduszek na fejsie pojawiło się coś nowego. " Tomasz Iksiński zaczepił cię". Na początku rozbawiło mnie to, bo wymieniliśmy kilka tych zaczepek. Hmm kilka. Chyba ze dwa dni się zaczepialiśmy. Był fun. No jazda taka, że osiwieć można. Prowadząc kolejne codzienne konwersacje z koleżankami przez fejsa, pojawiło się nowe okienko. Napisał Tomasz Iksiński. Myślę sobie: "bosz, nie mam czasu". Ale odpisalam. Gadka jak zwykle "co u Ciebie, czym sie zajmujesz". Potem beka z jakichś ludzi, z którymi chodziliśmy do szkoły. Rozmawialiśmy tak kilka dni. Cały czas. Potem jakas szybka kawa u mnie w pracy. Po czym umówiliśmy się na neutralnym gruncie, bo dobrze nam się rozmawiało. Facet rozbiegany, przezabawny, ale także po przejściach, z historiami, które nie raz wzbudzały we mnie niezrozumienie. Bez zbędnej bajery. Czyli nie chce niczego ode mnie, tylko po prostu na spokojnie spędzić czas. Po kilku następnych spotkaniach, które trwały z każdym razem co raz dłużej, po naszym rozstaniu każdego w swoją stronę, czułam, że jednak czegoś mi brakuje. Zastanwiałam się tylko czego. Jego? Myślałam: "nieeee, to nie możliwe, mało ci babo? To facet kompletnie nie z twojej bajki." Urywałam w sobie poczucie braku. Ale chyba oboje wiedzieliśmy, że na każdnym kolejnym spotkaniu nie wymieniamy ze sobą już takich obcych i pustych spojrzeń jak na chodniku. Bałam się, patrzeć w jego oczy, że się zdradzę, że coś zauważy. A przecież jestem taką twardą laską! Nie może tego zauważyć!
Czas zaczęliśmy spędzać ze sobą zwyczajnie. Niezwykle. Przy prostych czynnościach zauważyłam, że z faceta, którym nigdy bym się nie zainteresowała, powoli stawał się mężczyzną, którego zawsze chciałam. Rozmawialiśmy godzinami. Rozumiał mnie. Słuchał. Śmialiśmy się. Zaczynałam czuć się znowu sobą. Otwartą, uśmiechniętą, roześmianą. Ale nadal byłam twarda i nieugięta, natomiast on angażował się co raz bardziej. Czułe wiadomości, słowa, gesty. Kwiaty, wino. Skakanie po kałużach, gdzie nigdy bym sobie na to nie pozwoliła- bo to przecież takie niepoprawne. Każdą wolną chwilę chciałam spędzić z Nim. Nie powiedziałam mu tego. On też przy mnie rozkwitał- widziałam to.
Kiedy pierwszy raz przytulił się do mnie, tak bardzo tego nie chciałam. Myślałam, że chodzi mu tylko o jedno. Nie zrobił ani jednego kroku do przodu, ani jednego w tył. Poczułam się niesamowicie. Wszystko płynęło samo. Ale to ja zrobiłam ten jeden krok w przód, który wszystko między nami zmienił.
Wiem, że to Ten. Zakochałam się. Rozumie mnie bez słów, każdego dnia daje mi tyle uśmiechu jak nikt inny do tej pory. Czuję, że mogę wszystko. Mówi, że kocha. Wspiera w najtrudniejszych dla mnie chwilach, które miały miejsce. Patrzy na mnie jak nikt do tej pory. Nigdy nie czułam się tak kochana i atrakcyjna. Myślałam, że taka miłość jest tylko w scenariuszach amerykańskich filmów. Myliłam się. Łączy nas tyle podobieństw, upodobań. Pojawił się w momencie, kiedy odpuściłam. I to właśnie był najlepszy moment. Wtedy skradł moje serce i otulił je, kiedy ja tego nie chciałam tak bardzo.
Zaczęło się od zabawnej randki w praku. Teraz mamy wpólne klucze do wspólnych drzwi.
Z nim nie da się nudzić. Nawet proste rzeczy są tymi niezwykłymi. Nareszcie jestem szczęśliwa. Mimo wszystko. Szaleję! To wszystko jest tak cudowne i piękne. I kiedy budzę się obok niego, czuje, że żyję i to będzie dobry dzień. Każdy z nich będzie najlepszym dniem. Bo z Nim.
Dziękuję, że jesteś.
Dziękuję za tą zaczepkę.
16 LUTEGO 2017
29 STYCZNIA 2017
8 LISTOPADA 2016
31 PAŹDZIERNIKA 2016
21 PAŹDZIERNIKA 2016