Drogi przyszły niedoszły.
Tak dawno pisałam choć tak bezpośrednio nie byłam jeszcze nigdy, zatopiona w słowach które warto by wypowiedzieć dzisiaj. Zawsze czekałam. Liczyłam godziny, dni, miesiące aż zdecydujesz się zatopić butelkę w morzu. Bez słów, bez zapachu, bez pukla włosów nawet lecz z powietrzem z
twoich ust, co bym wiedziala ze serce twoje jeszcze bije i moje bic więc powinno. Co bym wiedziała że oddech twoj wypuszczony kiedys i do mnie dotrze. Lecz nic takiego, nic takiego me oczy chore, do granic możliwości, ponad wszystko wytężone nie dostrzegały.
Więc po tym wszystkim, o 4 rano zdejmując czarny rzemyk z nadgarstka chciałam przetopić srebrną zawieszke, zbyt słabym ogniem z zapalniczki. Nie znosłabym, patrzeć na słowa i liczby wyryte, zapominając co one znaczyły. I nie wiem teraz czy odesłać ten prezent spowrotem, czy zachować i pokazać córce spragnionej miłości jak niegdyś ja, wmawiając jej że kochamy raz tylko, i z tą miłością umieramy, niespełnioną, niedoszłą, choć z obraczką na palcu inną uwiązani.
O 5 gdy wszystko już staje się jasne, przejrzyste powietrze puszy nam wlosy, a słońce podrażnia źrenice, zawsze zdajemy sobie sprawę, że skamieniejemy. Prędzej lub później, zawsze sami. Odarci z serc żywych. Pytamy siebie, czy nowi odrodzić się możemy. Czy komory zamknięte na zawsze dopóścić nie zdołają ni kropli świeżego eteru.
Tak wiem, moj niedoszły, przeszły i przyszły już nigdy, złamałam ci serce, lecz ty moje zatruć i zdeptać nie omieszkałeś.