Faktycznie. Coś się zmieniło. Coś innego umarło, a coś jeszcze innego wbrew temu wszystkiemu nadal trwa. Gdy miałem sześć lat stworzyłem pewną rzecz, a mianowicie na skrawku papieru narysowałem dwie rzeczy - z czasem dodałem trzecią. Rysunki wiązały się bezpośrednio ze światem, który stworzyłem w wyobraźni, przez co wspomniany papierek stał się dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy jakie miałem. Jak na sześciolatka muszę przyznać, że byłem dość pomysłowym dzieciakiem - wiedziałem już wtedy, że dorośli mają dziwną i niezrozumiałą tendencję do "zapominania o tym, co było kiedyś, gdy byli mali" - Bałem się tego i wiedziałem, że trzeba wymyślić coś, by nie zapomnieć i nie stracić tego, co by mi o tym przypominało. Uznałem więc, że "najciemniej pod latarnią" i schowałem wspomniany papierek w dziurę w suficie, gdzie był praktycznie niezauważalny, choć był ciągle na widoku. Trzymałem go tam ponad dwadzieścia lat. Można powiedzieć, że udało się, że nigdy o nim nie zapomniałem, choć niestety wydaje mi się, iż bardziej adekwatnym określeniem byłoby "nie zgubiłem go". Już jakiś dłuższy czas temu wyprowadziłem się na stałe od rodziców, więc Ci postanowili zrobić mały remont i malowanie w pokoju, który był kiedyś mój. No bo dlaczego by nie? Poprosiłem jedynie o niewyrzucanie kilku rzeczy i pochowanie ich do jakichś pudeł. Po fakcie dotarło do mnie o czym zapomniałem. Dziwnie się czułem oglądając ostatnio ten pokój wiedząc, że gdzieś tam, pod warstwą gipsu została pogrzebana najważniejsza rzecz z przeszłości, jaką miałem. Trochę jakbym ją stracił, a jednocześnie jakbym wiedział, że już nigdy nie zginie, o ile będę pamiętał o tej stracie. Coś się zmieniło, umarło i jednak nadal trwa. Na szczęście kawa nadal się do mnie uśmiecha. Niebawem Woodstock.