Reaktywacja czy chwilowy przypływ nudy i natłok myśli?

Nie ma to jak skasować sobie cały wpis odpinając laptopa od zasilania, bo się zapomniało, że się baterię z laptopa wyjęło i działa na samej ładowarce ;x

W związku z ostatnim (przedprzedwczorajszym?) koncertem JB w Łodzi (i szczerym kondolencjom składanym przez resztę Polski dla mieszkańców owego miasta), zalęgły się w mojej głowie domysły, skąd mógł się wziąć cały ten hejt do jego osoby?

Wyobraźmy sobie sytuację czysto hipotetyczną.

Załóżmy, że mamy jakiś produkt do sprzedania. Takie na przykład słodziutkie pluszaki - kotki z melodyjką z gumisi, które grają i sikają jak się im naciśnie łapkę, pociągnie za ogonek, czy tam odgryzie ucho, nieważne. Ogólnie produkt skierowany dla płci wątłej w przedziale wiekowym do gimnazjum włącznie (maksymalnie). Promujemy te pluszaczki na prawo i lewo, wzdłuż i wszerz aż do porzygu, oczywiście reklama dociera również do osób nieprzewidzianych jako potencjalni nabywcy produktu. Zaczyna być o tym głośno, gimnazjalistki szaleją na punkcie zwierzaczków, muszą miec całe kolekcje, plakaty, powstają nowe serie, no ogólnie wszędzie tego paskudztwa pełno... A reszta społeczeństwa? Też zaczyna się interesować całymi tymi pluszaczkami, bo skoro takie podobno fajne, mięciutkie, śpiewające i sikające no to w końcu to musi być coś dobrego, prawda? No ale co jest takiego podniecającego w zwykłym pluszaku dla np. statystycznego faceta dajmy na to w liceum? Choćby sikał, śpiewał, tańczył i recytował wstęp do ekonomii dla zaawansowanych to i tak uwagi młodego mężczyzny nie przyciągnie, bo to przecież słodki kociak - pluszak dla jakichś dziewczynek z podstawówki... Ale skoro wszędzie tego pełno i każdy o tym mówi, to taki chłopak jak najbardziej ma podstawy aby wyrazic także swoje zdanie na ten temat, czyli po prostu dezaprobatę dla produktu, prawda? Cóż z tego, że w ogóle nie jest on przystosowany do jego potrzeb a oferta skierowana jest do zupełnie innego odbiorcy, jemu się nie podoba i tyle. Ten pluszak jest lamerski, cipowaty i w ogóle tylko debile się nim bawią, ot co. Żal w ogóle się przyznawać, że się takiego ma, bo to wstyd i hańba, należy wyśmiać każdego, kto przyznaje się do jakichkolwiek powiązań z nim. I w sumie tak zareaguje może 9/10 pokolenia licealno-policealnego, które nie powinno sobie tym produktem nawet włosa na łokciu zawracać.

A teraz zamiast pluszaczka wstawmy Justina Biebera i ot, cała historia hejtu do niego. Bo jego muzyka jest pusta, bez głębokiego przesłania i nie niosąca za sobą żadnych wartości (no kuźwa srsly? A o czym ma śpiewać nastoletni podlotek dla jeszcze bardziej siksowatych dziewczynek? O sensie śmierci i eutanazji w naszej egzystencji?), z prostą linią melodyczną łatwo wpadającą w ucho. Cóż z tego, że jego muzyka przeznaczona jest dla dziewczyn w wieku 8-15 lat? Mi się nie podoba, więc jest do pupy, wiocha słuchać i w ogóle JB jest na pewno homoniewiadomo. A dziewczyny, którym się to podoba są po prostu głupie, puste i nie znają się na dobrej muzyce... No i co, biedne fanki mają pozostać dłużne? Przecież im się taka muzyka podoba, lubią JB i będą go bronić, a że to tylko dzieci (bo nie oszukujmy się, gimnazjum to WCIĄŻ DZIECI) to będą to robić w sposób dość nieudolny i charakterystyczny dla owego wieku - czyli obrażając wszystkie inne zespoły, co wywoła jeszcze większą falę hejtu wśród antyfanów. A to, że reszta społeczeństwa zniża się potem do ich poziomu w tym jakże zaciekłym Bieberoboju, to już materiał na inną historię...

Reasumując większość narzekających antyfanów kojarzy mi się z dorosłymi facetami mającymi pretensje do całego świata, że kolorowanka którą dostała do pomalowania ich młodsza siostra nie odpowiada ich poziomowi i nie czerpią żadnej satysfakcji ani przyjemności z jej kolorowania..