jaka ja jestem z siebie dumna :D
dzisiaj wysiadam z pociagu, grzeje tymi wstretnymi schodami ruchomymi do metra...
biegne, bo wiem, ze zaraz mi ucieknie. wsiadam, zatrzaskuja sie drzwi, oddycham spokojniej.
wysiadam. za mna chlopak.
mowi po polsku, jeszcze nie slysze co, ale juz wiem, ze to nasz jezyk, do okola jest za glosno, zeby wychwycic slowa...
w koncu przejezdza metro i zaczynam rozumiec.
widzial, ze wiem dokad jade, ze pewnie sie poruszam i widzial, ze w reku trzymam 'Lalke' Prusa.
a On sie zgubil i nie ma pojecia gdzie isc.
pomoglam, bo wiedzialam.
wyjelam mape, wytlumaczylam, kawalek podeszlam razem z Nim.
i czulam sie tak zajebiscie dumna :D
jestem w tym miescie 3 tygodnie.
sama, samiusienka.
i juz ogarniam to co powinnam.
orientuje sie nie tylko w trasach - dom - szkola - morze.
moge byc pomocna... wiem, ktory peron dokad prowadzi.
uwiezcie mi, ze to nie jest proste.
to nie jest lomza.
codziennie ktos z usmiechem mi pomaga.
dlatego staram sie pomoc kazdej pani z wozkiem wsiasc do pociagu... przytrzymac drzwi staruszce, ustapic miejsca mezczyznie z placzacym dzieckiem.
tu sie zyje inaczej.
bardziej po ludzku, chcialoby sie powiedziec.
ciarki przechodza me po plecach na mysle, ze ten 29 juz tak nie daleko.
szczerze, to przestalo mi sie chciec wracac.
wiem, ze Ty przylecisz i wiem, ze razem moglibysmy juz wszystko.
i to nie jest tak, ze sie zachlystuje duzym miastem, ze pierwszy raz widze cos innego, potega mnie zachwyca.
bylam w kilku miescach na swiecie. w kilku duzych osrodkach. zawsze cos mi sie podobalo.
jednak nigdy nie bylo tak, ze podobalo mi sie wszystko.
gdybym miala duzo pieniedzy, podzielilabym swoje zycie na pol.
zima bylaby na Maderze, mojej Maderze.
lato w Kopenhadze, mojej Kopenhadze.
i nie zarzucjacie mi braku patriotyzmu.
doceniam to, co mamy. ale nie pogodze sie z tym, ze za Europa zawsze bedziemy te 20 lat do tylu.
i w mentalnosci i w urbanizacji.
zdjecie: gdzies na Nyhavn, jak jeszcze nie bylo takich upalow.