każda podjęta decyzja popycha domino. to już ostateczne i pewne, a ja nadal mam wątpliwości. ale czy gorzej nie będzie, jeśli jeszcze będę siedzieć w miejscu? muszę isc do przodu, bo tylko to może mi pomóc.. nieustające watpliwości na temat wszystkiego nie dają mi spać. jeśli jeszcze nie popadłam w paranoję, to na pewno jestem blisko. ciągle mi powtarzasz, że nie powinnam martwić się tym wszystkim, na co i tak nie mam wpływu. ale chciałabym mieć bardzo..po to, żeby po prostu być spokojna. chyba życie na tym polega, że jest pasmem zmartwień, tylko dlaczego to wszystko musi tak usilnie we mnie siedzieć? nerwy, nerwy..a tak mało sposobów na ich opanowanie..zaczynam się usilnie zastanawiać, czy większość tych domysłów to prawda, czy zwykła brednia. z równowagi wyprowadzają mnie nieistotne detale, które rozpływają się w wadze codzienności. śmiem twierdzić, ze ostatnie miesiące ciagłych rozczarowań zjadły moje opanowanie i cierpliwość. gdybym tak mogła podkręcić kilka tygodni w przód i siedzieć przy Tobie w Naszym nowym kątku, wtedy jestem spokojniejsza. ciekawe, czy nie oszaleję do tego momentu.
nie czuję nad sobą już żadnej kontroli.
powiedziałem parę zbyt łatwych słów, parę zbyt trudnych. wiem, ile można zepsuć w ułamek sekundy.. jestem sumą kilku przeżyć i rozkmin, a wszystko co mam to tylko zbiegi okoliczności. żyję w półamoku.
mieszam sentyment z odrazą od lat i chyba te myśli nie dają mi spać.