I
Szłam jedną z brudnych ulic, jeśli można było kawałek asfaltu nazwać ulicą. Gdy mieszka się w miejscu, którego nazwy normalny obywatel nie pamięta, każde echo cywilizacji zyskiwało nazwę, na którą nie zasługiwało. Nieistotne. Torba ciążyła mi na ramieniu, a jej pasek jak zawsze uporczywie wżynał mi się w ramię. Zmierzałam wolnym krokiem w kierunku przystanku, tak jak to robiłam każdego ranka. Krótkie włosy bezlitośnie targał mi wiatr, chłostając przy tym policzki. Zwiększyłam więc odrobinę tępo, licząc na to że szybciej dotrę na miejsce. Wsiadłam do autobusu, zapłaciłam za bilet. Kierowca jak zawsze kiwnął mi głową, a ja jak zawsze odpowiedziałam mu chłodnym spojrzeniem. Wyjełam z kieszeni słuchawki i zajęłam się ich rozplątywaniem, siadając najbliżej okna.
Było dla mnie dość oczywiste, że zaraz do pojazdu wsiądą osoby, na które nie miałam ochoty patrzeć. Zbyt znajome twarze wdawały mi się we znaki przez ostatnie 10 lat. Biorąc pod uwagę, że na te 10 lat składało się tylko 6 miesięcy szczęścia trudno mi się dziwić. Wsunęłam słuchawki w uszy i włączyłam piosenkę. Od jakiegoś czasu pałałam dziwną, niezrozumianą przeze mnie miłością do Happysadu. Było to chyba dobre. Oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy. Starałam się wyłączyć, nie myśleć o niczym konkretnym, niespecjalnie mi to wychodziło. Nie poczułam nawet kiedy autobus ruszył, dzięki Bogu nie słyszałam również irytujących głosów znajdujących się w nim ludzi. Mimo to czułam sobie na sobie ich spojrzenia. Dziwiło mnie w jak łatwy sposób zwracam na siebie uwagę. Dziewczyna w jeansach, koszulce Gunsów, skórze i glanach nie jest chyba tak rzadko spotykana. Możliwe, że było coś we mnie samej, coś czego ja nie potrafiłam zobaczyć. W miarę szczupła, o ciemnych, kręconych włosach do ramion i prawie czarnych oczach - nic nadzwyczajnego.
Rozejrzałam się po innych siedzeniach. Były zajęte przez ludzi z mojej starej szkoły. Kilka fałszywych twarzy, które za bardzo przypominały mi o tym, od czego uciekałam każdego ranka. Powoli odwróciłam wzrok. Minęła połowa września, czyli dokładnie rok wcześniej wszystko się zawaliło. Zabawne jak czas się dłuży, kiedy cierpimy.
Poczułam szarpnięcie i autokar się zatrzymał. Wysiadłam w miarę szybko, uciekając jak zwykle przed zbędnymi uprzejmościami ze strony moich dawnych znajomych. Jednak tym razem nie udało mi się uciec przed nimi całkowicie.
- Oliwia? - zabrzmiał głos tuż za moimi plecami. Zamarłam w pół kroku. Odwrócić, się czy ruszyć dalej? Wyprostowałam się i obróciłam się w stronę rozmówcy.
- Cześć - wymusiłam uśmiech. Przede mną stała Wiktoria. W całej naszej 10 letniej znajomości, zamieniłam z nią może 6 zdań, nie licząc wybryku, kiedy dziwnym trafem załatwiała mi fajki. Była to jednorazowa sytuacja, ponad rok temu.
- Co słychać?
- W porządku - przygryzłam wewnętrzną stronę policzka. - A u ciebie? - dodałam z grzeczności. Jej długie czerwone włosy powiewały na wietrze, w takich momentach cieszyłam się z wygodnej długości moich własnych kosmyków. Poprawiła torbę.
- Też wszystko dobrze. Słyszałam, że dostałaś się do II - uśmiechnęła się szeroko, odrobinę zbyt szeroko. Przystąpiłam z nogi na nogę, zastanawiając się czy dalej brnąć w tą rozmowę bez celu.
- Owszem - powiedziałam, marząc o szybkim zakończeniu tej nużącej wymiany grzeczności.
- Dobra szkoła - trudno było się nie zgodzić, druga najlepsza w mieście. Wbrew pozorom nie było trudno się do niej dostać. Wystarczyło 5.0 na świadectwie i kilka dowodów na to, że jest się aktywnym w życiu szkoły. Nieco kłóciło się to z moim wizerunkiem aspołecznej samotniczki, jednak było prawdą.
- Wybacz, spieszę się na lekcje - powiedziałam i nie czekając na jej odpowiedź ruszyłam szybkim krokiem z dworca na trolejbus. Wsiadłam szybko do 67 i ruszyłam w stronę mojego liceum. Jak każdego dnia bałam się, że go spotkam, że wejdę do środka i będzie stał trzymając się jedną ręką oparcia fotela. Zmiękłyby mi nogi, a serce zaczęłoby walić w przyśpieszonym tępie, tak jak zawsze kiedy go widziałam. Możliwe, że odwzajemniłabym jego spojrzenie, gdyby mnie nim zaszczycił. Na pewno bym to zrobiła. Jednak tego dnia także go tam nie było. Czułam ulgę, ale też dziwny niedosyt. Nieistotne.
Wysiadłam z trolejbusa, chwytając się z całej siły myśli, że przez najbliższe 9 godzin nie będę o nim pamiętać. Dodawało mi to otuchy. Patrząc na sylwetkę mojego liceum nasuwała mi się tylko jedna myśl "szkoła z tradycjami". Dosyć majestatyczny budynek, liczący, tak na oko, minimum 100 pomieszczeń. Westchnęłam i ruszyłam w jego kierunku. Pod bramą stało kilku chłopaków z mojej klasy. Podeszłam do nich, kiedy kiwnęli w moją stronę zapraszającym gestem. Przywitałam się z nimi skinieniem.
- Macie może fajki? - podstawowe pytanie w ustach Oliwii.
Kuba skinął głową. Kiedy wyciągał z kieszeni paczkę Forwardów, prześlizgnęłam spojrzeniem po Fabianie i Pawle. Znaliśmy się zaledwie od 14 dni, jednak można powiedzieć, że ich znałam najlepiej. Można też powiedzieć, że poza nauczycielami i jedną dziewczyną, tylko z nimi rozmawiałam.
- Stresujący dzień? - spytał Kuba, podsuwając mi paczkę pod nos. Wyjęłam papierowa.
- Streujące życie - odparłam. Wsunęłam fajkę do ust, a Fabian podsunął mi zapalniczkę. Zaciągnęłam się dymem.
Podobało mi się to, że trzymałam się z chłopakami. Podobało mi się również to, że wszyscy byli przynajmniej o 10 centymetrów wyżsi ode mnie. Dosyć wygodne, można wtedy udawać, że potrzebuje się ochrony i czerpać z tego korzyści. Pstryknęłam, uwalniając mentolowy smak.
- A jak u was chłopcy? Już obczailiście, której z dziewczyn najłatwiej dobrać się do majtek? - uśmiechnęłam się gorzko, a Kuba zgromił mnie wzrokiem.
- Nie rób z nas tyranów - upomniał mnie. Wzruszyłam ramionami, strzepując popiół. Stanowiliśmy ciekawy kontrast na tle społeczeństwa szkolnego. Uczniowie, chodzący do jednej z najlepszych szkół w województwie pozwalali sobie na sprośne komentarze i palenie w miejscu publicznym. Dosyć nietypowy obrazek.
- Po lekcjach idziemy na piwo, idziesz z nami? - odezwał się Paweł. Słysząc powtórzenie w jego zdaniu, miałam ochotę się skrzywić, czego naturalnie nie zrobiłam, chociaż klasa humanistyczna mi na to pozwalała. Uniosłam brwi.
- Tak w środku tygodnia? A dowodzik mamy w posiadaniu? - musiało to dziwnie zabrzmieć, szczególnie ze względu na to, że w dłoni trzymałam spalonego do połowy papierosa. Fabian prychnął, a Paweł uniósł brwi.
- Spokojnie, żartuję. Nie potraficie wyczuć granicy między powagą, a dowcipem - zauważyłam ponownie się zaciągając. - Dzisiaj nie dam rady, mam do załatwienia kilka spraw.
- Naukę? - spytał Kuba.
- Coś w ten deseń - odparłam, gasząc niedopałek butem. Obrzuciłam ich kolejnym spojrzeniem, po czym postawiłam kilka kroków w stronę drzwi głównych i rzuciłam przez ramię. - Idziecie, czy nie?
____________________________________
Oto pierwsza część opowiadania.
Trochę sucha, może się rozkręcę. Nie miejcie mi jednak tego za złe, nie pisałam od stycznia.
Zdjęcia zawsze będą mojego autorstwa (czyt. to też jest mojego autorstwa), amen.
Inni użytkownicy: req12paolkaksniezka96misiek012bambiiik057maz44asdbkicia564aniasobkarolinanananana
Inni zdjęcia: Ślepowron slaw300* * * * takapaulinkaWylot Burzowca bluebird11Zagroda. ezekh114PIERWSZE MARCOWE LISTKI xavekittyxOddziela Wisła. ezekh114:) dorcia2700Podróż to przygoda elmar*** coffeebean1... maxima24