Natala była wrażliwą, uczuciową dziewczyną o miękkim sercu. Lubiła wszystkim pomagać, ale nigdy nie umiała pomóc sobie. Miała przyjaciółkę Adę, na którą zawsze mogła liczyć po śmierci swojej matki. Minęły dwa lata, a ona nie mogła się pozbierać...
Pewnego dnia Natka leżała na łóżku i rozmyślała, w sumie nawet nie wiadomo o czym. Nagle zaczął dzwonić jej telefon.
-Hej Olka!
-Hej Sanka, co tam?
-Trochę nudno?
-U mnie tak samo.
-Spacer?
-Z chęcią.
-Za godzinę jestem.
Była 12:00, więc zaczęłam się szykować. Poszłam pod prysznic, wysuszyłam włosy i puściłam je luźno. Założyłąm jeansowe spodenki z wysokim stanem, biały crop top i air forcy w tym samym kolorze, zwinęłam z szafki jeszcze okulary i byłam gotowa do wyjścia. Rozległ się dzwonek do drzwi.
-Już wychodzę! - krzyknęłam tylko wiedząc, że to Ada.
Przytuliłyśmy się na powitanie i ruszyłyśmy. Szłyśmy w kierunku parku rozmawiając o błahostkach. Nagle potknęłam się o gałąź, która leżała na środku drogi. Wpadłam w czyjeś ramiona. Moim oczom ukazał się śniadoskóry chłopak o brązowych oczach i włosach. Uśmiechnęłam się do niego, a on zaczął rozmowę:
-I gdzie tak lecisz, co? - uśmiechnął się szeroko.
-Wygląda na to, że na Ciebie. - odwzajemniłam uśmiech .
Poczułam, że nadal trzyma mnie w swoich ramionach. Mimowolnie się uśmiechnęłam, a on cały czas wpatrywał się w moje oczy.
-Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy - powiedział.
-Ja również.
Uśmiechnął się tylko i odsunęliśmy się od siebie.
-Dziękuję. - powiedziałam odchodząc.
-Proszę! - krzyknął.
Odwróciłam się jeszcze, a on stał w tym samym miejscu. Pomachałam mu i uśmiechnęłam się, a on zrobił to samo. Poczułam szturchnięcie w ramię.