Tak sobie myślę, że jestem wykończona. Nic praktycznie nie robię, a szkoła mnie wykańcza fizycznie. Głównie te zmuły. Obawiam się, że mogą stać sie stałym elementem...
Na szczęście mam "Swego Stróżka" Gabriela, który chroni mą osobę przed totalnym zamuleniem. Uff. I przed głodowaniem też mnie strzeże! A, i jeszcze Zajączek. Ona również.
Ogólnie żyję jakoś dziwacznie. I cały czas mi czegoś brakuje. Głównie rozmów z P. Tajemniczą. Bo ostatnio takowe się praktycznie nie odbywają...
Skończyłam czytać Mistrza i Małgorzatę! Sukces.
Liczą się teraz plastyki, są oderwaniem się od codzienności.
Aparacik towarzyszy mi dość często. Powoli go ogarniam.
Melancholia przybywa.
Codzienność się zmienia. Nieodwracalnie. Boję się...
Gdzież podziały się te tęcze..?