Myśl o wynikach matur mnie powoli wykańcza. Niby staram się myśleć, że będzie dobrze, ale z drugiej strony przebija się myśl, że jestem nieudacznikiem, jeśli zmarnowałam ten rok. Chciałabym, żeby ktoś za mnie podjął decyzję, żeby powiedział, co mam zrobić ze swoim życiem, ale chyba jestem w o tyle dobrej sytuacji, że moja mama tego robić nie chce. Pytam ją, czy mam studiować farmację "w razie czego" to mówi, że to mój wybór. Gdzieś tam przebija się myśl, że jakbym poprosiła i pracowała przez następny rok to pewnie zaaprobowałaby decyzję zostania w domu i poprawiania ponownie, ale nie chcę tego. Ten rok był dla mnie trudny, czułam się odcięta od ludzi, a tak bardzo chciałam w końcu się wyprowadzić i uwolnić od sytuacji w domu.
Pewnie nie powinnam martwić się na zapas, ale nie chcę też podejmować decyzji po wynikach, kiedy będę miała raptem parę dni na przemyślenie sprawy. Weterynarię całkowicie wyrzuciłam z głowy, ale rozważam tą farmację i biotechnologię medyczną. Wszystko oczywiście z myślą ponownego poprawiania, tym razem jednego przedmiotu, no ale zawsze dodatkowa rzecz do zrobienia.
Męczy mnie to już.
A z jedzeniem to w ogóle już jakaś komedia. Nie mam napadów już od dawna, alei tak czuję na sobie presję, że nie dość, że jestem głupia to na dodatek i gruba, że chociaż powinnam odnieść jakiś sukces w kwestii wagowej, tylko wiem, że u mnie to sprowadza się do diety 500 kcal, a nie racjonalnej z wysiłkiem fizycznym.
Słabo.