w agienkowie.
dziesięć lat temu.
DZIESIĘĆ!
(wyłamała mi się sprzączka w górze od stroju, więc postanowiłam wracać do wioski opatulona raczej szczelnie. udając, że zmarzłam w jeziorze. był upalny lipiec. woda świeciła na biało. sto pro prawdopodobieństwa.)
nie ma mnie w domu nie ma mnie w krynicy
nie siedzę na drzewie nie wyściubiam nosa z mieszkania
nie mam siniaków (albo trochę mniej niż zwykle)
nie czekam na burzę nie cieszę się z deszczu
(przeważnie dopada mnie na rowerze)
więc nie ma z czego.
włączam rano Transfuzję, a jednak <nie bardzo mogę nie bardzo chcę>.
międzylądowanie nigdzie. lądowanie w agienkowie. dziesięć lat później.
<Wpadniesz kiedyś na hydroksyzynkę, założymy niebieskie spodenki i będziemy słuchać despaczito.> brzmi jak plan.
Inni użytkownicy: julitkajula144unospinnalex11234adriano3488nalna90vitusoslilly02niebieskadmajustkyuubanmadlenkw
Inni zdjęcia: Tradycyjny biał barszcz bluebird11*** staranniemilczysz*** staranniemilczysz*** staranniemilczysz*** staranniemilczyszJan Rosół bluebird11*** coffeebean1MOJE WIELKANOCNE SŁODKOŚCI xavekittyxja patrusiagdja patrusiagd