Powiem Wam, że wszystko zaczyna się od myśli! Możecie wierzyć lub nie ale ja ostatnio o tym bardzo dobrze się przekonałam.
Czas najwyższy podzielić się z Wami nową, dobrą nowiną. Tyle się działo (a raczej dzieje) w moim życiu, że hoho! Ale wszystko na OGROMNY plus.
Tak więc od 2 tygodni jestem właścicielką tego cuda, a od ponad tygodnia jest już ze mną, w nowym domu! :)
Przedstawiam Wam Santanę, 5 letnia klacz rasy Meklemburskiej, przyjechała do mnie z Niemiec.
Wszystko działo się jak w jakimś pięknym a zarazem dziwnym śnie. Przyjechaliśmy z Hiszpanii, wróciliśmy i dalej jak od długiegoooo czasu szukałam konia, przeglądałam milion stron i jeszcze więcej ogłoszeń. Pewnego wieczoru gdy znów siedziałam z laptopem, zajęta swoimi myślami zobaczyłam Ją! Oczy mi się zrobiły jak dwa precle i nie mogłam się na Nią napatrzeć. Była idelna, wszystko było idealne tak jak chciałam. Jest klaczą, młodą, z Niemczech itd. Wszystko tak jak sobie zaplanowałam! Tak jak sobie wymyśliłam. Mama weszła wtedy do pokoju a ja nie mogłam oderwać od niej oczu. Miałam przeczucie, że musi być moja. Mama mówiła, że pierwy raz mnie taką widziała ;) Od razu napisałam w sprawie tego konia. Odbyły się liczne rozmowy z rodzicami. Czasami wychodziłam już z siebie, bo raz tak raz nie. W końcu zgodzili się by pojechać ją obejrzeć! Miałam jechać od razu z przyczepą w poniedziałek 19.05 ale w czw, pią dowiedziałam się, że ktoś przyjeżdza obejrzeć konia w niedzielę i możliwe, że ją kupią! I w tym momencie muszę powiedzieć, że nie doceniałam taty- zadzwonił do mnie po 1 lekcji w piątek i powiedział, że pojadę z mamą nad morze i po drodze pojedziemy obejrzeć konia! Tak więc umówiłam się z właścicielką i następnego dnia byłyśmy w drodze. I tak miałyśmy jechać nad morze. W życiu bym nie pomyślała, że pojadę sama bez Adama, Agnieszki (trenerzy), którzy jednak przecież mają większe doświadczenie i są w takich sytacjach wielkim wsparciem. Pojechałam tylko ja i mama, która praktycznie nie za się na koniach. Podróż mijała a ja nie mogłam nic innego robić jak myśleć i czekać. Nie mogłam zabrać się za żadną książke, nic. W końcu dojechaliśmy. Właścicielki jeszcze nie było ale stajenny zaprowadził nas do stajni. I wtedy zaczyłam Ją! Jeszcze śliczniejsza niż na zdjęciach! Widziałam po mamie, że też się w niej zakochała. Po chwili przyjechała właścicielka, która okazała się bardzo sympatyczną kobietą, której bardzo zależało na swojej pociesze, ponieważ miała ją od źrebaka. Wsiadłam na nią i wiedziałam, że ją chce. To nie jest koń, który chodził w rekreacji. To młody, energiczny i bardzo wyczulony koń. Później jeszcze zobaczyłam jak jeździł na niej Cristian, jedyny jej jeździec. Więc stało się- podpisałyśmy umowę! Koń stał się mój. Nie mogłam w to długooo uwierzyć. Pojechałam SAMA pierwszy raz oglądać dla mnie konia, w obcym kraju. Na koniec pożegnałam się z nią i ruszyłyśmy w drogę nad morze. Nowe domki są prześliczne, pogoda była cudowna! Mogłam spokojnie pobyć ze swoimi myślali i "dojść do siebie". To wszystko działo się tak szybko, było tak magiczne jak w cudownym śnie, sen na jawie. Miałam po nią jechać w poniedziałek ale niestety auto było w naprawie więc pojechaliśmy w czwartek. Udało mi się jakoś doczekać. Pogoda była dość w kratkę ale nie było źle. Obserwowałam spadający deszcz i mijający krajobraz. Gdy dojechaliśmy właścicielka już była. Wiem jak jej musiało być ciężko. Po 20-30 min wprowadziłam ją do przyczepy. Pierwszy raz wchodziła sama ale pokazała, że ma super charakter. W podróży zachowywała się tak jakby jej nie było. Dosłownie. Żadnych problemów, rżania itd.
W końcu dojechaliśmy a ona pierwszy raz ujrzała swój nowy dom. Dalej się dziwie z jakim spokojem do tego podeszła. Od razu zaczęła jeść trawę. Zero jakiegoś stresu.
Tak więc spełniło się moje marzenie! Zaczął się nowy, wspaniały rozdział w moim życiu...
Więc dlatego zapraszam Was teraz tutaj. Przenoszę się w nowe miejsce, czas zacząć nową historię... Zapraszam :)
czekam na efekty współpracy;)