- Ja tylko... Eee... Do Robbiego przyszłam coś pożyczyć i tak jakoś... - zaczęła się plątać ze stresu.
Zaczęła iść po schodach na górę, ale Peter złapał ją delikatnie za rękę. Zeszła z dwóch schodków, na które zdążyła wejść.
- Możemy pogadać? Jak już tu jesteś? - spojrzał jej w oczy.
Uciekła wzrokiem w dół. Czuła, że zaraz wszystkie emocje będą chciały wyjść na zewnątrz, a nie chciała im na to pozwolić. Złapał ją za podbródek i zmusił by na niego spojrzała. Popatrzyła mu w oczy. W ich ciemną, brązową otchłań. Wzięła oddech, żeby uspokoić rozszalałe w jej piersi serce. Chwycił mocniej jej dłoń.
- Fran nie zajmę ci dużo czasu. Chcę tylko wiedzieć czy... Czy mnie jeszcze kochasz? - zapytał niepewnie.
Dziewczynie przez moment wydawało się, że boi się usłyszeć odpowiedzi, bo uciekł wzrokiem. Chciała zaprzeczyć. Przytulić się do niego. Wykrzyczeć całemu światu, że nigdy nie przestała go kochać i nigdy nie przestanie, ale gulka, która znikąd pojawiła się w jej gardle, jej to uniemożliwiła.
- Peter... - głos jej drżał. - Ja... Przepraszam - puściła jego dłoń.
Szybko pobiegła na górę. Nie panowała już nad łzami. Wpadła do pierwszego pokoju na wprost. Do jego pokoju. Rzuciła się na łóżko i próbowała zapanować nad szlochem. Miało pójść szybko, łatwo i bezboleśnie. Jednak nie jest łatwo zapanować nad całym swoim ciałem, gdy on stoi tak blisko. Gdy czujesz jego ciepło. Gdy otacza cię jego zapach. Gdy masz świadomość tego, że każde twoje słowo go rani, chociaż tego nie chcesz. Gdy chcesz kochać, ale nie potrafisz. Gdy przeszłość nie pozwala ci budować wspólnej przyszłości.
Peter patrzył jeszcze jakiś czas na schody, a potem poszedł do salonu. Wziął ze stołu puszkę piwa do ręki, ale Victoria szybko mu ją zabrała. Zauważyła, że jej przyjaciel jest jakiś przybity.
- Ej oddaj to! - zareagował od razu.
- Gdzie jest Franceska?
W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami i wziął paluszka.
- Przecież widziałam jak rozmawialiście. Gdzie poszła? - była nieustępliwa.
- Pewnie do Robbiego. W końcu do niego przyszła! - powiedział z goryczą.
- I ty w to uwierzyłeś? Peter przejrzyj na oczy! - potrząsnęła nim. - Ona przyszła do ciebie - postawiła nacisk na ostatnie słowo.
- Jasne - prychnął. - Nieodpisuje na smsy, nie odzywamy się do siebie, ale przyszła na moje urodziny. Masz świetny tok myślenia. Brawo - naigrywał się.
Znowu wszystko zaczęło go drażnić. Miał wrażenie, że zaczyna mieć zwidy. Chwila rozmowy z nią i całe jego opanowanie znikło. Jak to możliwe by jedna dziewczyna tak zawładnęła myślami chłopaka. Odetchnął głęboko, żeby lepiej przyswoić wydarzenia z przed chwili.
- Ja ją zaprosiłam, bo ty byś tego nie zrobił! Chciałam żebyś chociaż w swoje urodziny był szczęśliwy.
- Jestem szczęśliwy. Nie widzisz?! - Peter był wkurzony. - Przestańcie się w końcu wtrącać w moje życie! - poszedł na piętro, zostawiając gości samych.
Część z nich domyśliła się po barwie głosu, ze coś jest nie tak, ale Victoria szybko kazała im wracać do tańców i podgłosiła magnetofon.