Śniadanie zjadła oglądając jakiś nudny program w tv. Potem stwierdziła, że ma ochotę poleniuchować i do południa oglądała filmy na laptopie. W międzyczasie odpisywała na smsy Olivi, która próbowała ją przekonać do zminy decyzji. Jednak Fran była nieugięta. Podczas pory obiadowej odwiedził ją Robbie.
- Dawno cię u nas nie było - przytuliła go.
- Przygotowania do ślubu to nie łatwa sprawa - roześmiał się.
Fran zaczęła go dopytywać jak im idzie, co już załatwili itp. cierpliwie jej na wszystko odpowiadał.
- Wybierasz się na przyjęcie? - zapytał ją po dłuższej chwili.
- Ha! - zatarła ręce. - Wiedziałam, że nie przyszedłeś bez powodu. Nie wiem jeszcze. Jak to niby będzie wygladać? Idę na urodziny do kogoś z kim od miesiąca nie mam kontaktu.
- Może czas najwyższy to zmienić? Co ci zależy? Najwyżej powiesz mu, że przyszłaś do mnie.
- Czego tak ci na tym zależy? - nie rozumiała tego.
Dlaczego wszyscy chcieli by z nim była i próbowali ich łączyć na siłę? Owszem, kochała go i nie powinna czekać na cud, tylko działać, ale nie wiedziała od czego zacząć. Dobrze, pójdzie tam i co dalej? Będzie stać jak głupia pod ścianą? Pokręciła przcząco głową do swoich rozmyślań.
- Peter to naprawdę świetny chłopak. Dużo stracisz... stracicie - poprawił się - jeśli zepsujecie tą znajomość do końca. Jeszcze jest szansa na odbudowanie jej. Idź, bo potem będziesz żałować, że tego nie zrobiłaś, gdy jakaś pusta lala sprzątnie ci go sprzed nosa.
Fran słysząc ostatnie słowa od razu pomyślała o Angelice. Przypomniała sobie, że wspominała coś o tym, że w sobotę się wybiera na jakąś imprezę i w końcu jej się uda. Nieświadomie zacisnęła ręcę i zacisnęła usta.
- Nie pozwolę jej na to - bezgłośnie poruszyła wargami. - Wiesz co, masz rację - powiedziała na głos. - Zawieziesz mnie tam, na wszelki wypadek jakbym w trakcie drogi straciła zapał.
Poszła do swojego pokoju poszukać ubrań. Zdecydowała się na legginsy i żółtą tunikę. Poszła do łazienki się przebrać, a przy okazji wziąść prysznic. Wzięła swój ulubiony łańcuszek i pierścionek. Namalowała sobie starannie grubą kredkę i pociągnęła usta błyszczykiem. Zarzuciła na siebie bluzę.
- Już jestem gotowa - zawołała Robbiego.
- Wow! - stanął zaskoczony w drzwiach. - Dalej twierdzisz, że dla mnie się tak wystroiłaś? - szturchnął ją delikatnie, gdy zakładała kozaki.
- Co robisz! Chcesz mnie wywrócić - oddała mu.
Zostawiła jeszcze kartkę z informacją, gdzie jest, dla mamy na wszelki wypadek, gdyby jej wizyta tam się przedłużyła, w co wątpiła, ale Robbie "wiedział lepiej".
Przez całą drogę zaciskała ręce. Im była bliżej jego domu, tym więcej wątpliwości ją dopadało. Stanęła niepewnie przed drzwiami. Miała ochotę zawrócić, ale Robbie stał za nią i uniemożliwiał jej odwrót. Nacisnęła delikatnie na klamkę i weszła do środka. Muzyka grała jeszcze cicho.
- Może ja od razu pójdę do ciebie? - zapytała kuzyna.
Dostrzegł w jej oczach lekki strach. Bardzo denerwowała się tym spotkaniem.
- Będzie dobrze. Pamiętaj, że jestem blisko.
- Fran?! To ty? - Peter zwabiony światłem wyszedł na korytarz. - Nie wierzę, że tu jesteś - wyszeptał.