to my z czasów, kiedy jeden z drugim toczyli wojny o to, kto więcej wyćpał, wypił i wyjarał. nie mogłem chyba znaleźć odpowiedniejszej foty do tej sytuacji, bo właśnie teraz mam ochotę zwłóczyć się jak szmata. perspektywa romantycznego wieczoru niespodziewanie poszła się jebać, a ja zostałem tu z tabliczką czekolady i sześcioma marsami. wymarzone mikołajki, he he. a tak na marginesie, od godziny zadaję sobie pytanie dlaczego wróciłem do kraju, w którym nic mnie nie trzyma, bez pomysłu na życie. z ciekawości sprawdziłem ceny lotów na grudzień. schodzą nawet do 127 zł. wynika z tego, że potrzebuję niecałe półtora stówy by wrócić do normalności. czasem najprostsze rzeczy okazują się najcięższe do zrealizowania. jeśli mam tutaj zostać, to oznacza koniec wrażliwego dzieciaka, i powrót do bycia przećpanym skurwysynem. podoba mi się ta wizja.